Kompleksy już nie definiują mojej kobiecości. I Twojej też nie powinny.

Pamiętam, jak będąc jeszcze małą dziewczynką, wyobrażałam sobie siebie jako dorosłą kobietę. Miałam mieć wtedy dzieci, przystojnego męża i ładny dom z ogrodem. W tych dziecięcych wyobrażeniach widziałam zawsze też siebie jako szczupłą, piękną i zadbaną, czasami nawet w szpilkach i zawsze w ładnych sukienkach. Bo jako dziewczynka, nastolatka i wchodząca w dorosłość kobiet, sukienek nie nosiłam wcale.

Teraz jestem kobietą po 30-stce. Mam dwójkę dzieci, wspaniałego męża. Nie mam własnego domu z ogrodem, ten w którym mieszkam jest wynajmowany. Nie jestem szczupła. I nie noszę szpilek. Ale…czuję się dobrze z tym, co mam, co osiągnęłam i do jakiego momentu w życiu doszłam. A w mojej szafie wiszą sukienki, które bardzo chętnie zakładam i w których czuję się kobieco, pięknie i wyjątkowo. Jednak zanim doszłam do tego, by móc się tak czuć i z uśmiechem spoglądać na swoje odbicie w lustrze, musiałam przejść długą drogę. Pokonać wiele słabości i kompleksów. I uwierzyć w siebie.

Dorastanie i kobiecość

Kompleksy. Pielęgnowałam je w sobie od dziecka, a otoczenie bardzo mi w tym pomagało. Nie wiem, czy wiecie, jak to jest, gdy dość często słyszycie, że wyglądacie “zdrowo”, jesteście “przy sobie”, że “kawał” z was dziewczyny. Za to nigdy nie słyszycie: “jesteś piękna”, “ładnie wyglądasz”, “jaka ładna dziewczynka”. Gdy byłam dzieckiem nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to, co słyszę, a to czego nikt mi nie mówi, będzie miało wpływ na moją kobiecość, poczucie własnej wartości i ukształtuje mnie jako dorosłą już kobietę.

Co ciekawe – nigdy nie byłam grubym dzieckiem. Byłam wysoka, dobrze zbudowana. Ale nie byłam gruba. Za to tak właśnie się czułam. A do tego miałam krzywe nogi, cienkie włosy i okulary na nosie. Widzicie tu materiał na zakompleksioną nastolatkę? Bo ja tak. Za duże, zbyt obszerne ubrania. Spodnie i bluzy. Adidasy. Plecak. W pewnym momencie włosy obcięte na krótko. Wiek nastoletni był naprawdę trudny. Eksperymenty z dietami, liczenie kalorii. Próby akceptacji. Odpuszczanie sobie i udawanie, że wszystko jest dobrze.

I chociaż to wszystko brzmi jak opis zakompleksionej, nieśmiałej nastolatki, to z zewnętrz nigdy taka nie byłam. Pierwsza w klasie społecznica, zawsze głośna, uśmiechnięta, wygadana, odważna. Taka byłam na zewnątrz, a kompleksy dusiłam w środku.

Dopiero pod koniec studiów zaczęłam czuć się dobrze we własnym ciele, podkreślać swoją kobiecoś i największe atuty. Miałam przecież piękne włosy i uśmiech, długą szyję, ładne ramiona, wąską talię. I coraz więcej wspaniałych osób wokół siebie, które potrafiły sprawić, że czułam się dobrze sama ze sobą. Dopiero jednak mój mąż potrafił sprawić, że poczułam się atrakcyjna. I to on, jako jedyna osoba w moim życiu, zaczął mi mówić, że jestem piękna. To przy nim moje kompleksy zaczęły ustępować miejsca akceptacji i rodzącej się kobiecości. To przy nim zaczęłam nosić sukienki, których nie było w mojej szafie, gdy byłam dzieckiem, nastolatką i studentką. I stawać kobietą, jaką miałam być w wyobrażeniach kilkuletniej dziewczynki.

Kompleksy, czy mocne strony? Co wybierasz?

Mając 33 lata czuję się dobrze w swoim ciele. Chociaż po drugiej ciąży wciąż mam jeszcze kilka kilogramów do zrzucenia, nie spędzają mi one snu z powiek. To, co we mnie nieidealne umiem zatuszować. To, co wyjątkowe – podkreślić. Nie wiem, kiedy to się stało i myślę, że ciąża i pierwszy poród miały na to największy wpływ, ale zaczęłam akceptować swoje ciało ze wszystkimi jego niedoskonałościami. I spoglądać na nie nie tylko przez pryzmat wyglądu zewnętrznego.

Dzisiaj bardziej, niż kiedykolwiek doceniam swoje mocne strony. To, że jestem zorganizowana, dobrze gotuję, umiem pisać, mam dobrą kondycję, nie choruję, nie przejmuję się błahostkami, jestem dobrą mamą i fajną żoną, piszę fajnego bloga, piekę pyszne ciasta i szybko ogarniam bałagan w domu. Przestałam też porównywać się do innych, szukać akceptacji tam, gdzie przez wiele lat szukałam jej na próżno. Umiem też bardziej niż kiedykolwiek wcześniej głośno mówić o tym, co myślę, co czuję i co z czym się nie zgadzam.

Walka z kompleksami nie była łatwa, ale udało mi się ją wygrać. Czasami, gdy jestem w Polsce, zdarza mi się widzieć w sklepie, albo gdzieś na ulicy dziewczynkę wpatrzoną w ziemię, w za dużych ubraniach albo z podziwem spoglądającą na swoją koleżankę. Widzę w niej wtedy siebie sprzed kilkunastu lat i trzymam mocno kciuki za to, żeby tak, jak ja, doszła kiedyś do momentu, w którym to ona, a nie jej kompleksy, będą definiowały to, jaką jest kobietą.

A mojej córce często powtarzam to, czego ja sama nie słyszałam. Że jest piękna i wyjątkowa. Tak ja ja. I Ty.

Jak ładnie Ci w tej sukni

Od września do kolekcji moich sukienek dołączyła Melia, piękna i niezwykle kobieca sukienka z kolekcji Marie Zélie. Wyjątkowa, idealnie podkreślająca moje atuty i skrywająca to, czego pokazywać nie lubię. Doskonała w każdym detalu, uszyta z wysokiej jakości mieszanki lnu i wiskozy. Dzięki niewielkiemu dodatkowi elastanu jest niezwykle wygodna i komfortowa. Idealna na każdą okazję. A do tego ma kieszenie, które w sukienkach uwielbiam!

Jeśli szukacie sukienki, która podkreśli Waszą kobiecość, koniecznie zapoznajcie się z ofertą Marie Zélie. Znajdziecie tam przepiękne wzory i fasony sukienek, spódnic i bluzek. Wszystko uszyte z najwyższej jakości tkanin i z dbałością o to, żebyśmy zakładając sukienkę czuły się swobodnie, elegancko i pięknie. Ja w swojej Melii jestem zakochana i właśnie planuję kupić kolejną, tym razem z bawełny i w jaśniejszym kolorze.

A dla Was mam prezent. 15% zniżki na piękne sukienki, spódnice i bluzki Marie Zélie! Rabat otrzymacie na wszystkie nieprzecenione produkty, podając kod: MakeHappyDay15.

Kod rabatowy jest ważny od jutra, czyli od wtorku 28.11. do wtorku, 12.12. do godz. 23.59.

Korzystajcie. Warto.


To pierwszy, tak osobisty wpis na blogu i mam nadzieję, że zostanie przez Was ciepło przyjęty. Jestem ciekawa, czy Wy również musiałyście zmierzyć się ze swoimi kompleksami, czy udało Wam się je pokonać i czy dzisiaj możecie powiedzieć, że akceptujecie i lubicie siebie? Koniecznie mi o tym napiszcie!

A wpisem podzielcie się z koleżankami, przyjaciółkami i innymi bliskimi Wam kobietami. Może moja historia pomoże im w samoakceptacji i walce z kompleksami ♥

Ściskam,

Olga

Olga

Cześć! Nazywam się Olga Pietraszewska i jestem autorką tego bloga. Interesuję się wszystkim, co jest związane z szeroko pojętą tematyką zdrowego stylu życia oraz naturalną pielęgnacją, której od kilku lat jestem wielką pasjonatką. Na blogu dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniami związanymi z tą tematyką, chcąc w ten sposób zainspirować swoich czytelników do wprowadzenia zmian w ich życiu oraz trochę tę drogę ułatwić. Przy okazji staram się też stworzyć w tym miejscu przyjazną i miłą atmosferę, tak, żeby blog Make Happy Day był tym, na który chce się wracać.

Może Ci się spodobać

20 rzeczy dobrych dla zdrowia, które możesz zrobić jesienią

50 powodów, dla których warto polubić jesień

Zero waste w moim domu – sukcesy, porażki i 50 sposobów na to, by śmiecić mniej

Tossa de Mar – najpiękniejsze miasteczko na Costa Brava

6 thoughts on “Kompleksy już nie definiują mojej kobiecości. I Twojej też nie powinny.”

  1. Do pewnych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć, wiem jak to jest zmagać się z kompleksami – przy odrobinie wytrwałości da się z nimi wygrać. Choć czasem dopadają mnie czarne dni…
    P.S. Sukienka świetna, a Ty pięknie się w niej prezentujesz!

  2. Dopiero dotarłam do tego wpisu, ale muszę się pod nim podpisać – kompleksy to nie jest coś, z czym sobie człowiek łatwo radzi. Musi sam dojrzeć do przewartościowania pewnych rzeczy albo znaleźć pomoc w słowach np. ukochanego. Ja – stety bądź niestety – musiałam sama powiedzieć stop moim kompleksom zanim inni zaczęli utwierdzać mnie w tym, że faktycznie może warto zacząć częściej nosić sukienki i szpilki (na przykład to:).
    A teraz lecę sprawdzić rabat, bo to już ostatnie chwile! 😉

  3. Pięknie napisane! Dla większości chyba nastoletni czas to taki ciężki okres. Ja znowu byłam bardzo wysoka, przez długi czas najwyższa w klasie (nawet wśród kolegów). Tak naprawdę chyba do tej pory tkwią jeszcze we mnie dość spore kompleksy i nie mogę niestety powiedzieć, że zaakceptowałam siebie w 100%. Jest duży postęp, to pewne, ale chyba jeszcze musi trochę czasu upłynąć zanim będę mogła przyznać, że lubię siebie taka jaka jestem i akceptuję w pełni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Close