Uwielbiam czas przygotowań do świąt i z radością myję okna

Uwielbiam przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Lubię sprzątać, lubię myć okna i prasować firanki. Kupować i pakować prezenty. Przyrządzać świąteczne potrawy i ciasta. Być razem i wspólnie celebrować ten wyjątkowy czas.

W moim rodzinnym domu przygotowania do świąt były czasem wielkich porządków, wywracania wszystkiego do góry nogami, a następnie przywracania do porządku, ładu i składu. Bywało przy tym nerwowo, ręce bolały od mycia okien, a plecy od mycia podłóg. Ale lubiłam ten czas i teraz wspominam go z sentymentem.

Od dziecka uwielbiałam też pieczenie ciast na święta, pomaganie w przygotowywaniu świątecznych potraw, krojenie warzyw na sałatkę jarzynową już po zjedzeniu kolacji wigilijnej, bo wcześniej nie było na to czasu. Dekorowanie choinki, prasowanie obrusów i serwetek, nakrywanie do stołu. I pasterkę, na którą jeździłam pomimo ogromnego zmęczenia.

Wyrosłam w domu, w którym bardzo dbało się o porządek. I nie wyrosłam w nim na buntowniczkę, która w dorosłym życiu ma w nosie mycie okien, a na święta robi tylko paznokcie. W pewnych sprawach jestem tradycjonalistką i jest mi z tym bardzo dobrze.

Przeciwko czemu mam się buntować?

Lubię mieć czysty dom, pachnące firanki, puszysty sernik na stole i sianko pod obrusem. I nie czuję potrzeby, żeby nagle zacząć się buntować, nie sprzątać, nie gotować, mieć w nosie całe te przygotowania do świąt. A obserwuję, że od kilku lat, właśnie przed Świętami Bożego Narodzenia, deklaracje: nie sprzątam, nie myję okien dla Jezuska, nie stawiam na stole 12 potraw, są szalenie modne. Ja też nie myję okien dla Jezuska. Myję je dlatego, że lubię mieć czysto w domu. I nie myję ich tylko przed świętami, tylko kilka razy w roku. Nie stawiam na stole 12 potraw, bo tak wypada, tylko dlatego, że są to potrawy, które lubię i które jem tylko jeden raz w roku. Właśnie w Wigilię. I nie widzę w tym nic, co by mi w jakiś sposób uwłaczało, albo miało sprawić, że korona za chwilę spadnie z mojej głowy. Nie czuję się też świąteczną niewolnicą zmuszoną do mycia okien.

Trochę niezrozumiałe jest dla mnie to nawoływanie do świątecznego buntu. Bo przeciwko komu się buntujemy? Przecież tak naprawdę nikt nas do niczego nie zmusza. To my sami decydujemy, jak będzie wyglądał nasz dom na święta, co będziemy jeść i jak będziemy spędzać ten czas. Oczywiście – często musimy sprostać oczekiwaniom innych, być tam, gdzie niekoniecznie byśmy chcieli, ale nie umiemy odmówić. Zamiast więc podkreślać naszą niechęć do świątecznych przygotowań, róbmy wszystko po swojemu. Fast, slow, tradycyjnie, minimalistycznie…albo jeszcze inaczej. Tak, jak nam pasuje.

To są nasze własne decyzje

To my sami wiemy, czy będziemy dobrze czuć się w pięknie udekorowanym domu z kurzem na parapetach. Wypoczęci i zrelaksowani, ale za to tylko z kilkoma jajkami i kartonem mleka w lodówce. Sami też decydujemy, jak będą wyglądały nasze przygotowania do świąt. I jeśli dobrze wszystko sobie zaplanujemy, możemy mieć ciastko i zjeść ciastko.

Chociaż wyniosłam z domu mocną tradycję świątecznego zapierdzielania, to w myśl zasady, że tradycje są dla ludzi, a nie ludzie dla tradycji, przygotowuję święta po swojemu. Sprzątam kilka dni wcześniej, wcześniej kupuję prezenty, robię tyle jedzenia, ile jesteśmy w stanie zjeść i zamiast spinać się, czy zdążę przed pierwszą gwiazdką, spokojnie prasuję świąteczną sukienkę. Uczę się nie spieszyć, nie robię czegoś tylko dlatego, że wypada i nie wpadam w przedświąteczny szał zakupowy. Staram się za to wprowadzić w domu ciepłą i radosną atmosferę.

Rozumiem, że można chcieć inaczej

Chcę, żeby moje dzieci miały dobre wspomnienia Świąt Bożego Narodzenia. Domu, w którym nie tylko pachną świeżo powieszone firanki, ale też pierniki, które pieczemy razem.

Chcę, żeby tak jak ja oczekiwały na początek świątecznych przygotowań, chętnie w nich uczestniczyły i nie czuły się do niczego zmuszane. I tak sobie myślę, że byłoby mi przykro, gdyby za kilkanaście lat moja dorosła już córka przygotowania do świąt ograniczyła do kupienia świątecznego sweterka z dzwoneczkami i nawoływała do bojkotu świątecznych przygotowań. Chociaż oczywiście jeśli tak się stanie – będę to szanować i zaproszę ją na święta do wysprzątanego domu pachnącego świętami.

Ale sama nigdy nie stanę po tej stronie świątecznych buntowniczek. Chociaż oczywiście rozumiem, że ktoś może chcieć inaczej. I bardzo to szanuję. Święta są dla nas i to my sami decydujemy o tym, jak je spędzamy i tworzymy swoje własne tradycje oraz wspomnienia dla naszych dzieci. Ważne jednak, żeby były one przede wszystkim nasze. Bez względu na panujące trendy. 

A jak to wygląda u Was? Jesteście po stronie tych, którzy się buntują, czy jednak myjecie okna? A może jesteście gdzieś pomiędzy?

Olga

Cześć! Nazywam się Olga Pietraszewska i jestem autorką tego bloga. Interesuję się wszystkim, co jest związane z szeroko pojętą tematyką zdrowego stylu życia oraz naturalną pielęgnacją, której od kilku lat jestem wielką pasjonatką. Na blogu dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniami związanymi z tą tematyką, chcąc w ten sposób zainspirować swoich czytelników do wprowadzenia zmian w ich życiu oraz trochę tę drogę ułatwić. Przy okazji staram się też stworzyć w tym miejscu przyjazną i miłą atmosferę, tak, żeby blog Make Happy Day był tym, na który chce się wracać.

Może Ci się spodobać

20 rzeczy dobrych dla zdrowia, które możesz zrobić jesienią

50 powodów, dla których warto polubić jesień

Zero waste w moim domu – sukcesy, porażki i 50 sposobów na to, by śmiecić mniej

Tossa de Mar – najpiękniejsze miasteczko na Costa Brava

14 thoughts on “Uwielbiam czas przygotowań do świąt i z radością myję okna”

  1. Cześć Olga! Bardzo fajnie, prawdziwie napisałaś. Jeśli tylko to jest zgodne z Tobą, dobrze się z tym czujesz i jesteś szczęśliwa w tych przygotowaniach, to wszystko jest właśnie tak, jak powinno. 🙂 Myślę, że ten bunt wielu kobiet wynika głównie z dążenia do perfekcjonizmu i przeładowania naszego grafiku. Zasiadanie do kolacji umęczonym po pachy, jęczącym i narzekąjącym nie jest niczym przyjemnym. Dlatego ja nie myję okien i nie sprzątam domu jakoś mega odświętnie. Ale za to z ogromną przyjemnością oddaję się kulinarnym szaleństwom w kuchni, bo po prostu to lubię. Warto widzieć, że nic nie trzeba, bo tak wypada. Warto robić to, co się chce. 🙂

    1. Cześć Monika, dziękuję za komentarz 🙂

      Masz rację, że taki przedświąteczny zamordyzm jest do niczego. Dobrze pamiętam, jak zmęczona była moja mama, gdy siadaliśmy do Wigilii i że później, przez całe święta, nie miała na nic siły. Ale mam wrażenie, że z te deklaracje “nie sprzątam”, “nie gotuję”, “nie piekę”, “mam w nosie ten cały przedświąteczny szał” wygłaszają najczęściej nie kobiety, który pracują po kilka, kilkanaście godzin dziennie, a po powrocie do domu muszą mieć jeszcze czas dla rodziny i siebie, ale przede wszystkim młode, często pracujące w domu kobiety, które owszem mają obowiązki, ale mają też jednak więcej przestrzeni do zarządzania czasem. Czy Ty też to zauważyłaś?

  2. Napisałaś dokładnie to co ja myślę! W ostatnich dniach miałam wrażenie, że gdzie się nie ruszę widzę jakiś bunt na Święta i przygotowania w taki a nie inny sposób. 12 potraw – to marnowanie jedzenia, kiedy gdzieś dzieci głodują. Tylko zapomina się o tym, że pierogów można zrobić tylko 5 sztuk na każdego członka rodziny, a nie 300 dla 3 osób, że wystarczy zjeść łyżkę kaszy, a nie dla każdego torebkę. A ja jem 12 potraw właśnie, dlatego że jem je raz w roku i tylko wtedy mają swój urok. I choć kiedyś Święta kojarzyły mi się z jakąś nerwówką, to od kilku lat czuję, że wszystkim w rodzinie bardziej zależy na byciu tu i teraz i cieszeniu się z tego czasu. “Choinka nie jest tak ładna jak w poprzednich latach, trudno. Nie będę jej poprawiać” – to słowa z dzisiaj mojej mamy.

    I zgadzam się z Tobą, że najważniejsze by każdy robił jak czuje i jak lubi. Dla mnie tak jest właśnie idealnie 🙂

    1. Ja już w pewnym momencie poczułam lekki dyskomfort, że może ze mną coś jest nie tak, bo nie rzucam szmat w kąt i nadal cieszę się świątecznymi porządkami! Twój komentarz był mi bardzo potrzebny – fajnie wiedzieć, że nie jestem jedyna 😉
      Wspaniałe jest to, co powiedziała Twoja mama. Mam wrażenie, że właśnie pokolenie naszych rodziców wciąż jest bardzo przywiązane do tego przedświątecznego wywracania domu do góry nogami, pracy ponad siły, stawiania choinek wysokich po sufit i przez całe święta przewieszających bombki, żeby było perfekcyjnie oraz lepienia pierogów do rana. My z kolei coraz częściej stawiamy na bycie tu i teraz, czerpanie radości ze świąt, celebrowania tego, co nawet nie idealne, ale nasze i wyczekiwane przez cały rok. I to starsze pokolenie chyba powoli zaczyna widzieć, że można właśnie, trochę inaczej i może właśnie lepiej?

      A hasłem idealnym na święta jest to z zeszłorocznej kampanii IKEA: Nie musi być perfekcyjnie, żeby mogło być idealnie <3

  3. Po pierwszym akapicie czekałem na jakiś punkt zwrotny w stylu “żartowałam, nikt tego nie lubi”, ale się nie doczekałem, więc ja to powiem. Nie wierzę x). Można lubić czystość i porządek, ale czy ktokolwiek lubi sprzątanie – jako czynność samą w sobie? Osobiście nie znam, być może będziesz pierwszą osobą, o ile mówimy o tym samym.

  4. Podpisuję się pod wszystkim, co napisałaś! Wychowałam się w domu, w którym przygotowania do świąt były czymś bardzo ważnym i dla mnie to był przyjemny rytuał, choć niekiedy bardzo męczący. 😉 Dziś, gdy założyłam swoją rodzinę marzę o tym i staram się jak mogę, aby przekazać te wartości mojej córeczce. W tym roku nie udało nam się z mężem wysprzątać mieszkania na święta, tak jak robimy to co roku, bo po drodze trafiły nam się choroby i szpital, jednak nadrobię to. Bo lubię! Na przekór buntowniczej modzie. 😛 😀 Lubię sprzątać i mieć porządek. Miałam natomiast czas na wspólne dekorowanie choinki z córeczką, pieczenie pierników i czytanie bożonarodzeniowych książek. Moje święta są zdecydowanie w rytmie slow. 🙂 Takich życzę i Tobie! ♥

  5. Kocham ład, porządek, to wrażenie niesamowitej czystości po “generalnych porządkach”, tą lekkość…
    Staram się na bieżąco utrzymywać stan czystości i porządku i póki nie organizuję Wigilii w moim domu w ogóle nie robię robie sobie presji na takie okazje jak święta. Nie rozumiem teściowej, której celem są czyste okna kosztem własnego zdrowia…albo właśnie te 12 potraw, które musi na stół położyć, choć wszyscy proszą, by usiadła i że wystarczy…. Wydaje mi się, że to problem wielu starszych pokoleń, mam wrażenie, że nas nie będzie dotyczył aż w takim stopniu.

    1. Moja teściowa też jest taką osobą. Padnie ze zmęczenia ale nie pozwoli by ktoś inny pomógł jej przygotować święta. Dla mnie to straszne, bo święta są po to, by wspólnie je przezywac i przygotowywać, a nie że jedna osoba robi wszystko a inne leżą. No ale cóż. I tak udało mi się wynegocjować przygotowanie 3 potraw.

  6. To chyba mój ulubiony tekst przedświąteczny jaki do tej pory czytałam!
    Staram się zawsze robić tak jak czuję, jak lubię, jak mi serce podpowiada. Gdy nie mam na coś siły czy chęci to po prostu tego nie robię. I nie martwię się tym co ktoś pomyśli. To, że nie mam umytych okien akurat na Święta z braku czasu, a myłam je w ciągu roku systematycznie, nie jest dla mnie problemem. Ale faktem jest, że lubię mieć posprzątane przed Świętami, lepiej się wtedy czuję, ale robię to dla siebie, jak w ciągu całego roku 🙂

  7. Ostatnie słowa świetnie podsumowują cały wpis – sprzątamy dla siebie, przygotowujemy się do świąt dla siebie, nie dla innych. A ja, choć sprzątać nie lubię, lubię, kiedy jest czysto niezależnie od tego, czy są święta czy zwykły dzień 🙂 a Wigilię za to, że mogę raz w roku zjeść Kutie i spotkać się z całą rodziną, co normalnie byłoby trudne;)

  8. Też lubię mieć czysto, ale dla każdego czysto znaczy co innego. U mnie to poodkładanie rzeczy na miejsce i umycie podłóg, nie okien, więc myje je wyłącznie na wiosnę, gdy słonko już zaczyna świecić. W taką pogodę jak jest teraz to mi się to mija z celem, jest zimno i i tak zaraz będą zachlapane. Firan nie mam, bo nie lubię 😛 Sprzątam systematycznie to nie potrzebuję robić dodatkowych porządków – bo święta.

  9. Tak sobie myślę… Nie uważam się za świąteczną buntowniczkę. Ani nie myję okien, ani nie olewam całkowicie przygotowań. A ten trend moim zdaniem obrazuje po prostu uwolnienie się od pewnych przykazów społecznych, które na moje oko panowały dość długo w Polsce w odniesieniu do świąt (czyli krótko mówiąc zarzynania się, szczególnie przez kobiety; takie “dziedziczone” trochę). Rozumiem też, że ktoś może poczuć się urażony tekstami o myciu okien dla Jezusa (mnie akurat one bawią, ale ja mam dość durne poczucie humoru), tak, jak ja jestem urażona, gdy ktoś mówi, że niewierzący nie powinni obchodzić świąt. Ostatnio powaliło mnie, że modny jest weganizm. W sensie, modnie jest powiedzieć, że się jest weganinem. I myślę sobie, jakie to beznadziejne. Jakie to beznadziejne, że modne jest coś, co dla wielu ludzi jest wyborem o podłożu etycznym. Podobnie w przypadku świąt. Jakby cudnie było, gdyby każdy po prostu patrzył na siebie i robił swoje i żeby TO było modne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Close