Dla kogo jest książka “Sekrety urody Koreanek”? [recenzja+konkurs]

Książka “Sekrety urody Koreanek” to bestseller wśród poradników mówiących o tym, jak dbać o urodę. Sięgnęłam po nią z wielkim zaciekawieniem, chociaż czytałam już wcześniej sporo recenzji, z których jasno wynikało, czego z tej książki się dowiem. Musiałam jednak sama sprawdzić, o co tyle szumu i muszę przyznać, że dowiedziałam sporo ciekawych rzeczy, nie tylko związanych z kwestiami pielęgnacyjnymi.

“Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji” autorstwa Charlotte Cho, właścicielki sklepu z korańskimi kosmetykami i ekspertki od koreańskiej pielęgnacji skóry, to książka lekka, łatwa i przyjemna. Różowa okładka i zabawne rysunki w środku mogą nawet sprawiać wrażenie, że jest to książka na swój sposób infantylna i napisana z myślą o nastolatkach. Jednak pod za tą słodką oprawą i lekkim stylem książki idzie też coś więcej. Są to cenne wskazówki dotyczące pielęgnacji skóry, które każda kobieta, niezależnie od wieku powinna wziąć sobie do serca i zacząć stosować teraz, już, natychmiast.

Czego o urodzie uczy książka “Sekrety urody Koreanek”?

Zastanawiałam się przez chwilę, jak ugryźć recenzję tej książki, żeby nie powtarzać tego, co już pewnie na jej temat obiło się Wam o uszy. I doszłam do wniosku, że zamiast wyjaśniania, czym jest i jak należy przeprowadzać słynny już koreański rytuał pielęgnacyjny, napiszę po prostu o tym, czego z tej książki, moim zdaniem, można się nauczyć.

Dla kogo jest książka "Sekrety urody Koreanek"? [recenzja+konkurs]

  • Codzienna pielęgnacja twarzy nie powinna być tylko przykrym obowiązkiem.

Lekcja numer 1, którą można wynieść z tej książki to zmiana nastawienia do codziennej pielęgnacji twarzy, którą powinniśmy zacząć traktować jak przyjemność, a nie przykry obowiązek. Założę się, że wiele z Was, a i ja sama się do tego przyznaję, wielokrotnie idąc wieczorem do łazienki, myśli sobie: jejku, jeszcze demakijaż, jeszcze oczyszczanie, jeszcze krem…I wykonujemy te czynności nie z przyjemnością, traktując jako odprężający i upiększający rytuał, a kolejne z zadań typu “zrób, bo tak trzeba”. Tymczasem Koreanki, dla których pielęgnacja skóry jest szalenie ważna, nauczyły się celebrować moment wieczornej toalety i traktują go jako najważniejszy rytuał pielęgnacyjny, który dodatkowo pomaga im się odprężyć i zrelaksować.

  • Od maskowania ważniejsza jest pielęgnacja.

Koreanki już od najmłodszych lat są uczone, jak ważna jest troska o ładny wygląd skóry. Codzienne oczyszczania, nawilżanie, odżywianie, odpowiednia ilość snu, dobra dieta, mało stresu – to wszystko ma służyć temu, żeby skóra wyglądała nienagannie i nie sprawiała problemów pielęgnacyjnych. Gładka, czysta, promienna i jędrna skóra nawet bez makijażu wygląda dobrze, a nakładanie na nią grubej warstwy podkładu nie jest koniecznością. Oczywiście Koreanki nie zachęcają do tego, by z makijażu rezygnować. Nie stosują jednak ciężkich podkładów i tony kosmetyków maskujących niedoskonałości, bo dzięki temu, że mają zadbaną i gładką skórę, wystarcza im lekki BB krem, by cera prezentowała się nienagannie, a przy tym naturalnie, młodo i promiennie.

Pielęgnacja skóry według korańskich standardów to nie pochylanie się nad problemami pielęgnacyjnymi, typu zatuszowanie pryszcza, czy złagodzenie podrażnień, ale profilaktyczna, bardzo staranna pielęgnacja, dzięki której tych problemów można uniknąć.

  • Ładna skóra to dobre samopoczucie.

Charlotte Cho już we wstępie książki pisze, że w Korei dbanie o cerę to coś, z czego można czerpać przyjemność i nie należy traktować tego, jako przejawu próżności, a raczej jako inwestycję w dobre samopoczucie. I ja się z tym zgadzam, bo wiem, jak niekomfortowo się czuję, gdy moja skóra jest w złej kondycji, albo nie daj Boże, wyskoczy mi wielki pryszcz na środku czoła. Dlatego chcąc mieć dobre samopoczucie, warto przykładać do pielęgnacji skóry należytą staranność i wypracować sobie rytuał pielęgnacyjny, który nam to umożliwi.

  • Oczyszczanie to podstawa.

Nie pytam, ile razy zdarzyło Wam się nie zmyć makijażu przed pójściem spać, albo zakończyć oczyszczanie twarzy jedynie na umyciu skóry żelem lub mydłem. Ja sama mam takich grzeszków na sumieniu sporo, a z książki “Sekrety urody Koreanek” dowiadujemy się, że nieodpowiednie oczyszczanie twarzy to główna przyczyna złej kondycji i gorszego wyglądu naszej cery. Niestety. Nawet niewielka ilość pozostałości makijażu, nadmiaru sebum, potu, kurzu, pyłu i innych zanieczyszczeń może powodować zatykanie porów skóry, utrudniać wchłanianie substancji odżywczych i naturalne procesy regeneracji naskórka. Dlatego codzienne i dokładne oczyszczanie skóry jest szalenie ważne i powinno być naszym priorytetem. Warto przy tym poświęcić trochę czasu na to, by twarz oczyścić naprawdę dobrze. Pomocne może okazać się tutaj wieloetapowe oczyszczanie twarzy, do którego zachęca autorka książki. Poza zmyciem makijażu obejmuje ono także umycie twarzy olejkiem, żelem myjącym i przetarcie czystej już skóry tonikiem. A 1-2 razy w tygodniu niezbędny jest też peeling.

  • Słońce nie jest przyjacielem skóry.

Jeden z rozdziałów książki w całości poświęcony jest ochronie przeciwsłonecznej skóry. Zdaniem autorki filtr przeciwsłoneczny to najważniejsze słowo w pielęgnacji skóry i muszę przyznać, że coraz bardziej się z nią zgadzam. Promieniowanie UV nie ma niestety dobrego wpływu na wygląd naszej skóry i przyczynia się do jej szybszego fotostarzenia. Powoduje też przebarwienia, zmarszczki, podrażnienia, a często jest też współodpowiedzialne za nowotwory skóry. Dlatego niezależnie od pory roku i pogody, na naszej twarzy (oraz odkrytych częściach skóry) codziennie powinien lądować krem z filtrem ochronnym. I nie musi to być krem, którego używamy idąc na plażę, ale zwykły krem nawilżający zawierający dodatek filtrów przeciwsłonecznych.

  • Niewidoczny makijaż jest najlepszy.

Nie tylko Francuzki, ale Koreanki również są zwolenniczkami naturalnego i niewidocznego makijażu, chociaż w obu wydaniach wygląda on nieco inaczej. Towarzyszy mu jednak ta sama zasada – makijaż ma podkreślać naszą urodę i sprawiać, że wyglądamy świeżo i młodo. Koniec więc z ciężkimi i zatykającymi pory podkładami, z kilkoma warstawami kosmetyków do wykańczania makijażu i grubej warstwie tuszu na rzęsach. Makijaż ma być lekki i niemal niewidoczny, dodawać skórze blasku i świeżości.

  • Pielęgnacja to nie tylko kosmetyki.

Bardzo cenną lekcją, którą można wynieść po przeczytaniu książki “Sekrety urody Koreanek” jest to, że na naszą urodę i wygląd skóry składa się nie tylko to, jak zewnętrznie o nią dbamy i jakich kosmetyków używamy. Ważne jest też to jaki styl życia prowadzimy, jak się odżywiamy, ile śpimy i odpoczywamy. Wiem, że to wszystko może wydawać się oczywiste, zwłaszcza, gdy prowadzi się zdrowy styl życia. Jedna wciąż wiele osób ma problem, by to zrozumieć i dobrze, że książka, która ma być elementarzem pielęgnacji, również o tym mówi.

Dla kogo jest książka “Sekrety urody Koreanek”?

Z książki “Sekrety urody Koreanek” możemy dowiedzieć się wiele na temat życia i codziennych zwyczajów mieszkańców Korei Południowej oraz tego, że pielęgnacja skóry jest tam stawiana na bardzo wysokim miejscu. Koreanki troszcząc się o swoją skórę nie idą na skróty, stąd też słynny 10-etapowy rytuał pielęgnacyjny. Oczyszczanie, złuszczanie, nawilżanie, odżywianie, ochrona przeciwsłoneczna – to w kraju słynącym z operacji poprawiających urodę, standard codziennej pielęgnacji. A jak jest u nas? Czy każda z nas codziennie oczyszcza twarz olejem, żelem i tonikiem, następnie wklepuje w nią esencję, serum i krem, nakłada maseczkę, filtry ochronne, krem BB? Coś mi mówi, że nie. Sama zresztą nie robię tego wszystkiego. Mimo wszystko ta książka jest dla każdej z nas i każda kobieta, niezależnie od tego, w jakim jest wieku i jak dużą dbałość przykłada do pielęgnacji twarzy, powinna po nią sięgnąć. Jest tu bowiem cała masa cennych porad i wskazówek, z których warto skorzystać. Jest też całkiem sporo przydatnej wiedzy np. dotyczącej filtrów ochronnych, czy tego, jak określić rodzaj cery. A wszystko to napisane jest bardzo lekkim i przyjemnym w odbiorze stylu, dzięki czemu książkę czyta się szybko, co nie zawsze w przypadku poradników jest takie oczywiste.

Zdecydowanie polecam!


A teraz mam dla Was konkurs, w którym do wygrania jest zestaw kosmetyków azjatyckich marki MIZON i IT’S SKIN! 

zestaw kosmetyków azjatyckich

W skład zestawu wchodzą:

  • Krem BB BABYFACE MOISTURE dla cery suchej i normalnej (lub cery tłustej i mieszanej)
  • Wygładzający żel z aloesem ALOE 90 SOOTHING GEL marki MIZON
  • Silnie skoncentrowana nawilżająca maska w płachcie z kwasem hialuronowym BIO HYALURONIC ACID AMPOULE MASK marki MIZON
  • Plasterek na zaskórniki LET ME OUT BLACKHEAD PEEL-OFF MASK

Co trzeba zrobić, aby wygrać? Zostawić komentarz do tego wpisu, w którym będzie opisany Wasz sposób codziennej pielęgnacji twarzy. Jestem ciekawa, jakie zabiegi i kosmetyki towarzyszą Wam w codziennej pielęgnacji twarzy i czy uzupełniacie ją np. dodatkowym złuszczaniem albo odżywianiem raz w tygodniu. Możecie napisać też o tym, z jakimi problemami pielęgnacyjnymi się borykacie oraz co Waszym zdaniem najbardziej służy, a co szkodzi skórze. A jeśli czytaliście książkę “Sekrety urody Koreanek” koniecznie podzielcie się swoją opinią na jej temat.

Spośród wszystkich komenatarzy wybiorę jeden, który zostanie nagrodzony. A jeśli wybór będzie bardzo trudny, przeprowadzę losowanie. Na Wasze komentarze czekam do poniedziałku, do końca dnia. O tym, kto wygrał poinformuję we wtorek w komentarzu do tego wpisu. Informacja o zakończeniu konkursu pojawi się także na Facebooku.

Partnerem konkursu jest sklep Triny.pl, w ofercie którego znajdziecie bardzo duży wybór naturalnych i organicznych kosmetyków z całego świata (w tym także kosmetyki azjatyckie). Jeśli szukacie sklepu, w którym jest szeroki wybór kosmetyków, atrakcyjne ceny i profesjonalna, zawsze pomocna i przesympatyczna obsługa to właśnie Triny.pl. Polecam!

Czekam na Wasze komentarze i trzymam kciuki!

P.S. Nagroda zostanie wysłana tylko na adres na terenie Polski.

 

Olga

Cześć! Nazywam się Olga Pietraszewska i jestem autorką tego bloga. Interesuję się wszystkim, co jest związane z szeroko pojętą tematyką zdrowego stylu życia oraz naturalną pielęgnacją, której od kilku lat jestem wielką pasjonatką. Na blogu dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniami związanymi z tą tematyką, chcąc w ten sposób zainspirować swoich czytelników do wprowadzenia zmian w ich życiu oraz trochę tę drogę ułatwić. Przy okazji staram się też stworzyć w tym miejscu przyjazną i miłą atmosferę, tak, żeby blog Make Happy Day był tym, na który chce się wracać.

Może Ci się spodobać

20 rzeczy dobrych dla zdrowia, które możesz zrobić jesienią

50 powodów, dla których warto polubić jesień

Olej z czarnuszki – naturalny sposób na lepszą odporność i piękniejszą skórę

Zero waste w moim domu – sukcesy, porażki i 50 sposobów na to, by śmiecić mniej

31 thoughts on “Dla kogo jest książka “Sekrety urody Koreanek”? [recenzja+konkurs]”

  1. Czytałam tę książkę i choć niby znam zasady pielęgnacji, to jednak w pewnych momentach, zapalała mi się lampka nad głową i dostawałam oświecenia 🙂
    Co do samej pielęgnacji, szczególnie tej wieczornej, to faktycznie mam takie momenty, że myślę sobie “o nieeeeee, tylko nie to”, no ale idę i zmywam 🙂 Innym razem, choć zdarza się to już nie tak często, z uśmiechem wykonuje demakijaż, a następnie nakładam sobie maseczkę, itd. 🙂 Generalnie za mną to nie trafisz 🙂
    Co do kosmetyków jakie używam, to przyznaję, że ograniczam je do minimum. Już jakiś czas temu zauważyłam, że nadmiar produktów kosmetycznych mi nie służy. Moja pielęgnacja składa się z płynu micelarnego, olejku do demakijażu, żelu do mycia buzi, serum, kremu do twarzy i pod oczy, przy czym olejku i serum nie używam każdego dnia. Do tego dochodzą ok. 2 razy w tygodniu peelingi i maseczki. No i moją codzienną pielęgnację uzupełnia szczoteczka do mycia buzi Foreo Luna 🙂
    To takie optimum, które u siebie wypracowałam i które sprawdza mi się najlepiej 🙂

  2. Ojej ale super!

    Ja na szczęście jestem z tych rygorystycznych: zawsze zmywam makijaż (jeśli go mam) i pozostałości minionego dnia z twarzy 🙂 Na kosmetyki pielęgnacyjne mam “fazy”, wcześniej to była Ziaja, teraz Tołpa. Używam na zmianę 2 żeli/pianek do mycia twarzy, uważam, że w taki sposób moja skóra nigdy nie wie, czym ją potraktuję i mam mniej krostek (a może to psychologiczne?). Moim ostatnim odkryciem są oleje: olej kokosowy na dzień. Niewielką ilość oleju nakładam na twarz na dzień, min 1 h przed wyjściem z domu lub nałożeniem dalszego makijażu (chociaż przestaje to być konieczne – moja skóra odzyskała blask i piękny koloryt!), moja twarz przestała się błyszczeć (mówię o nadmiarze sebum, a nie o naturalnej piękności ;)), tak, serio, od oleju kokosowego! Na noc nakładam sobie olejek z płatków róży rdzawej – ma on właściwości regeneracyjne, wygładzające, wszelkie zaczerwienienia na następny dzień są już mniej widoczne. Działa także fantastycznie na wszelkiego rodzaju blizny i przebarwienia, jestem zachwycona.

    Raz lub dwa w tygodniu, w zależności od wolnego czasu i stopnia zanieczyszczenia skóry, robię sobie peeling i maseczkę, najczęściej rano, zdarza się, że z maseczką na twarzy jem śniadanie lub wykonuję drobne domowe obowiązki.

    Raz na kilka miesięcy udaję się do kosmetyczki na oczyszczenie twarzy – pielęgnacja domowa jest ważna, ale trzeba też skorzystać z pomocy profesjonalisty 🙂

    Chyba jestem trochę jak te Koreanki – zarówno poranna jak i wieczorna pielęgnacja skóry twarzy jest dla mnie rytuałem, zajmuje mi może z 5 minut (no oprócz maseczek), ale staram się zrelaksować, delikatnie wmasowuję sobie moje olejki w skórę, ostatnio nawet mój narzeczony przyszedł i spytał co robię i sam się chyba zdziwił, bo odpowiedziałam mu “nakładam sobie na twarz olejek z róży rdzawej” uśmiechając się, jakby mi to sprawiało nieziemską przyjemność (bo sprawia…), podczas gdy jeszcze rok temu mówiłam mu: “kremuję się”. No i nigdy jeszcze nie używałam kosmetyków azjatyckich!!! 🙂 🙂

  3. Ze względu na atopowe zapalenie skóry stawiam przede wszystkim na odżywianie i nawilżanie mojej skóry. Zewnętrzne ale i wewnętrzne. Piję bardzo dużo wody i staram się (no naprawdę się staram!) spać codziennie minimum 7h. Opiszę rytuał, który nie jest codzienny i regularny aczkolwiek stale nad sobą pod tym względem pracuję 😉
    1. Demakijaż – maluję tylko rzęsy więc w ruch idzie mleczko i tonik/płyn miceralny.
    2. Brwi rozpieszczam olejkiem arganowym (jest efekt:D !).
    3. Krem nawilżający/łagodzący na buzię.
    Następnie kubek herbaty i książka. Chociaż pół godzinki wyłączenia się 😉 To dla mnie stanowi nierozerwalny składnik rytuału pielęgnacyjnego.
    4. A gdy mam więcej czasu (najczęściej sobota) na twarz idzie peeling i olejek/maseczka nawilżająca.
    Nie pozwalam aby woda miała kontakt z moja twarzą. Heh brzmi to może zaskakująco i śmiesznie ale…nigdy nie wiem jak danego dnia skóra na to zareaguje (pieczenie, plamy, krostki, świąd skóry). Dlatego zasada mniej znaczy więcej i brak wody.

    Książki nie czytałam ale co raz głośniej o niej 😉 Co rusz gdzieś trafiam na recenzję i polecenia.

  4. Z pielęgnacją twarzy mam o tyle problem, że mimo iż jestem po 30tce mam problem z trądzikiem, który powinien się już dawno gdzieś ulotnić, a nadal pragnie zostać ze mną i pomóc mi udawać, że wciąż mam tą 16stkę 🙂 LAtem staram się używać kremów z filtrem, zimą też 🙂 A codziennie stosuje kosmetyki naturalne – głównie Sylvevo – zakochałam się w hibiskusowym toniku do twarzy. Do tego ich płyn micelarny 🙂 twarz myję właśnie tonikiem – stosując wodę plus żel do mycia twarzy było o niebo gorzej. Raz w tygodniu stosuję peeling enzymatyczny plus kompres nailżający TOŁPY – cudowna rzecz – próbowałaś? No i nawilżanie, nawilżanie, nawilżanie. Kremu na noc nie stosuję – na dzień najwilżający też Tołpy – obecnie jestem w ciąży i na twarzy mam jeden wielkie HORMON :p ale na to już nic nie poradzę 😛 takie uroki – w połogu znów będę piękna i gładka, by potem znów wrócić do cery 16-latki 🙂
    Ksiażki jeszcze nie czytałam – ciekawa jestem bardzo tych kosmetyków koreańskich – jeszcze nie miałam okazji próbować. W ogóle ostatnio przestawiam się na naturalne kosmetyki 🙂

    Ciepło pozdrawia – Brzuchatek 🙂

  5. Zacznę od rytuałów wieczornych, bo jest ich najwięcej. Najczęściej już po dotarciu z pracy do domu zmywam podkład, bronzer, róż. W ruch idzie płyn miceralny (miłość do różowego garniera trwa nadal). Dzięki temu skóra do wieczora ma czas odetchnąć 🙂
    Wieczorny demakijaż zaczynam od nałożenia dosyć dużej warstwy oleju kokosowego na całą twarz (łącznie z rzęsami – co wspaniałe rozpuszcza tusz). Wmasowuje okrężnymi ruchami, wklepuje, zostawiam na trochę. Następnie zmywam wacikami z płynem miceralnym. Przystępuje do mycia twarzy czarnym mydłem marokańskim (buzia po nim aż trzeszczy z czystości :)) 2-3 w tygodniu zostawiam mydło na dłużej (ok. 3 minut), działa jak delikatny peeling enzymatyczny. Znowu przecieram delikatnie płynem miceralnym. Nakładam krem (ostatnio mój ulubieniec to Missha ze śluzem ślimaka) i gotowe. Przy czym 2 razy w tygodniu zamiast mydła używam mocnego peelingu z ziaji. Do tego maseczka z zielonej lub czarnej glinki.
    Rano po przebudzeniu używam tylko toniku oraz nakładam krem Vichy z filtrem UV 50. Robię makijaż.
    Po różnych eksperymentach w przeszłości, moja skóra wreszcie odnalazła spokój. I jeśli mam polecić tylko jeden kosmetyk to będzie to coś co jest moim numerem 1 – czarne mydło marokańskie. Polecam każdemu, kto jeszcze nie próbował. Ostrzegam możecie się zakochać 🙂
    Kosmetyki azjatyckie odkryłam jakiś czas temu, zachęcona wielkim zachwytem koleżanki. U mnie sprawdzają się znakomicie i zachwycam się teraz i ja.
    Bardzo ważne jest również nawilżanie od wewnątrz dlatego staram się pić 1-5 l wody dziennie oraz jeść zdrowo (bez cukrów i tłuszczu).
    Co do książki … “chodzi” za mną już od dawna, po Twoim wpisie chyba pora ją wreszcie przeczytać.

  6. Poranny rytuał zaczynam od 10 chlapnięć twarzy zimną wodą. Następnie myję ją żelem przeznaczonym do skóry atopowej zmieszanym z domowym peelingiem (płatki owsiane, lawenda, soda oczyszczona). Poranny rytuał kończę przemyciem buzi płatkiem kosmetycznym nasączonym wodą różaną .
    Wieczorem myję twarz mydłem z firmy barwa siarkowa, następnie nakładam na buzię maskę-krem zawsze mam trzy do wyboru i wybieram tą, która wydaje mi się być akurat potrzebna mojej cerze lub wklepuję olej kokosowy. Gdy się wchłonie co ma wchłonąć robię masaż twarzy. Bardzo mnie to odpręża, dlatego łatwiej zasypiam.
    Dodam, że regularnie piję czystek, który szczerze mogę polecić jak mało co innego 🙂 Bo niestety rzadko co mi pomaga może azjatyckie kosmetyki by mi sprzyjały, kto wie 😉

  7. Książkę przeczytałam wiosną i zmusiła mnie ona wtedy do działania. Rano i wieczorem traktowałam twarz olejem kokosowym, żelem do mycia twarzy, tonikiem, serum czy żelem aloesowym i na koniec nawilżałam kremem, ewentualnie olejem kokosowym. Mam cerę trądzikową i bardzo wierzyłam, że taki pielęgnacyjny rygor mi pomoże. Pierwszy miesiąc zauważyłam zwiększoną częstotliwość pojawiania się pryszczy – przeczekałam – skóra pewnie się oczyszczała, niestety po kolejnych miesiącach poprawy nie było, a do robiłam się wysypu zamkniętych zaskórników. Stop koreańskiej pielęgnacji powiedziałam po tym jak zrobił mi się straszny wysyp pryszczy na policzkach. Obecnie wprowadziłam kosmetyczny detoks – po pierwsze tonik, teraz testuję mieszaninę octu jabłkowego i wody, wieczorem koniecznie demakijaż (akurat chyba nigdy nie zdarzyło mi się spać z niezmytym makijażem), a potem krem aloesowy na zapalne miejsca i trochę kremu nawilżającego.
    Wyszła mi jakaś taka niemobilizująca historia, ale może moja twarz jest kompletnie niekoreańska. Nie mniej książka dobrze systematyzuję krążącą po internecie wiedzę o koreańskiej pielęgnacji i jak widzę z komentarzy poniżej, może pomóc osobą, które mają trochę mniej problematyczną cerę niż moja.

  8. Ta książka jest już od dawna na mojej liście i kolejne recenzje tylko bardziej zachęcają mnie do jej kupna. 🙂 Od jakiegoś czasu co raz bardziej i bardziej przywiązuję wagę do pielęgnacji, którą kiedyś niestety zaniedbywałam – z bólem stwierdzam, że odbiło się to na zdrowiu mojej skóry, a co za tym idzie na jej wyglądzie. Dlatego wkładam teraz podwójny wysiłek w doprowadzenie jej do jak najlepszego stanu! Walkę zaczęłam od zmiany sposobu odżywiania; to chyba najważniejszy punkt dbania o swój organizm, w tym skórę. Jednak pielęgnacja nie byłaby pełna, gdyby skóra nie dostała też tego co najlepsze również od zewnątrz. Przede wszystkim stawiam na porządne oczyszczenie. Makijaż zmywam mieszanką olejków, potem w ruch idzie tonik, a za nim moje ulubione serum i krem pod oczy – te trzy ostatnie używane również przy porannej toalecie, zapewniają mi porządne i przyjemne rozpoczęcie nowego dnia. Przynajmniej dwa razy w tygodniu wykonuję delikatny peeling twarzy i kiedy tylko mam ku temu okazję, serwuję mojej skórze porcję dobrej maseczki – czasami stawiam na te gotowe, ale starannie wybrane, częściej jednak wybieram coś naturalnego, stworzonego samodzielnie ze składników dostępnych w mojej kuchni. Moje ulubione połączenie to miód, siemię lniane i banan, z odrobiną soku z cytryny – nierzadko robię więcej i przy okazji rozpieszczam też moje włosy, którym również służy ta mieszanka.
    I chociaż dotychczasowa pielęgnacja zdaje się mi służyć ani ja, ani moja skóra nie lubimy nudy. Raz na jakiś czas potrzebujemy jakiegoś urozmaicenia! Obie z chęcią wypróbowałybyśmy wszystkie kosmetyki z zestawu konkursowego. 😉 Być może któryś z nich okaże się strzałem w dziesiątkę i trafi na listę niezawodnych kosmetyków, którą sobie tworzę? Myślę, że jest na to całkiem duża szansa. Szczególną chrapkę mam na żel z aloesem, bo prawie wszystkie produkty z tym składnikiem działają na mnie wyjątkowo dobrze!

  9. Powiem szczerze, że nigdy jakoś nie dbałem przesadnie o swój wygląd. Mydło, szczoteczka do zębów, maszynka do golenia mi wystarczają 😉 Na więcej uważam, że szkoda czasu…

  10. Moja pielęgnacja twarzy jest uzależnoina od tego czy idę, czy nie idę do pracy. Kiedy do niej idę, wstaję o 5 rano, biorę prysznic, myję zęby i wio. Wracam o 23 zasypiając na stojąco. Sciągam soczewki kontaktowe, całą twarz zmywam olejkiem Bielendy z kwasem hialuronowym- szu szu szu….kurcze cholerny tusz, jeszcze raz szu szu szu….zęby umyć, ciałko umyć, krem rozsmarować jak misiu miodek całą łapą i spać. Kiedy do pracy nie idę, ach jak miło. Wstajemy, świeci słoneczko. Bzzz bzzz bzzz ząbki, może jeszcze Waterpiczek żeby dziasełka były zdrowsze a paszcza czystsza. Rozczesuję włosy bo najważniejsze dla mnie to wymasować skalp, żeby sie lepiej ukrwiło i myślało. Korzystam z tego, że nie muszę szybko zakładac soczewek i …no tak, znowu brwi odrastają, skub skub- cacy. Na nosie jak zwykle parę czarnuszków, mam 41 lat do diaska, won pryszczole. Szybka analiza czy nie zakradły sie zmarchy, pysk przy samym lustrze i oko Sherlocka ….nie ma. Dobra, grzeczna skórka. W nagrodę biore silikonową szczoteczkę( DIY z pędzla do ciasta) olejek do mycia buźki i masuję poprawiajac ukrwienie. Uwielbiam to. Czuje jak obumarły naskórek idzie w zlew a skóra oddycha. Potem to zależy od czasu, albo maseczka, albo od razu prysznic i hajda kochać życie. Wieczorkiem natomiast zmyju zmyju (albo i nie) makijaz, bo często w dni wolne nie maluje sie wcale. Zmywam go wspomniana Bielendą ale albo znów szczoteczka, albo wacikami, ostrożnie, żeby niepotrzebnie nie rozsiągac skóry- szczególnie przy oczach. Potem płukanie oczu solą fizjologiczna, to nie codziennie, chociaz powinno się. Kupiłam nawet do tego specjalny kieliszek w aptece. Potem biorę olejek (obecnie ryżowy) z żywokostem (tez DIY) i masuję buzie i szyję. Staram sie ruchami pod górę, dostyć stanowczymi. To nie głaskanie tylko masaż mieśni twarzy. Przydaje sie bo czasem od usmiechania sie do klientów buzia boli 🙂 Ten olejek zostaje na noc. Żywokost sobie działa a ja śpię. A nastepnego dnia rano znów budzik o 5 i znów wszystko szu szu szu. Co doksiązki mam nadzieje , że kiedyś trafi w moje rączki z jakiegoś antykwariatu, lub przecenki. Azjatki maja naprawdę piekną skórę.I te włoooosy. warto by sprawdzic czy to tylko DNA czy też tajny rytuał pielegnacyjny. 🙂

  11. Moja pielęgnacja jest bardzo prosta, bo poza tym, że mam cerę naczynkową ,nie mam problemów z wypryskami, z przesuszaniem… Można by pomyśleć, że świetnie, ale jednak te naczynka… Rano przemywam twarz zimną wodą i bardzo delikatnie osuszam ją ręcznikiem, a następnie… zielono mi 😉 Używam zielonego kremiku z Tołpy, świetna konsystencja, dobrze się wchłania i super chłodzi (noszę go w torebce, w lecie to było zbawienie w trakcie upalnych dni). Drugi kosmetyk to zielona baza, ale to już bardziej korekcyjnie niż pielęgnacyjnie. Wieczorem wklepuję serum wzmacniające naczynka. Dużej filozofii tu nie ma, ale to wszystko zaspokaja moje potrzeby. W zimie na mrozy smaruję buźkę półtłustym Dermosanem. Tyle ode mnie, pozdrawiam serdecznie:)

  12. U mnie codzienna pielęgnacja wyglada tak: jak wstanę myje buzie mydłem z płatkami owsianymi firmy biały jeleń, potem przecieram jeszcze buzie płynem micelarnym, nakładam krem nawilżający i krem pod oczy, ewentualnie makijaż. Raz w tygodniu robię peeling buzi i nakładam maseczkę z zielonej glinki która sama przygotowuje. Peeling oczywiście enzymatyczny. Jeszcze 2 lata temu miałam problem z trądzikiem i zaskorniakami – taka pielęgnacje (rodzaj peelingu i maseczki) doradziła mi pewna kosmetyczka i od tamtej pory jest o niebo lepiej ;))

  13. Rano zaczynam dzień od umycia calej buzi daily scrubem z neutrogeny ktorego u w i e l b i a m, następnie używam głęboko oczyszczającej pasty z ziaji, ktora mocno oczyszcza i zdecydowanie jest moim ulubiencem w walce z zaskornikami. W tym momencie dodam ze mam cere mieszana ktora kocha mocne pilingi i po takich wlasnie zabiegach wygląda wbrew pozorom najlepiej. Przemywam twarz tonikiem ktory jest bardzo wazny dla naszej cery i nakladam krem nawilzajacy. Nakładam krem bb i makijaż. Po powrocie do domu ze szkoly zmywam makijaż plynem micelarnym z olejkiem żeby skora mogla troche pooddychac. Wieczorem myje twarz olejem kokosowym ktory pieknie oczyszcza i nawilza skore(rowniez pomogl mi z zaskornikami) następnie powtarzam poranny rytułał tyle ze z wykluczeniem pasty z ziajki. Oczywiscie 2-3 razy w tygodniu jakies maseczki zeby dopiescic skore i to wszystko :)) Dodam ze mam 15 lat i dbanie o cere jest dla mnie super ważne + bardzo inspiruje sie koreanskimi kobietami, ich pielegnacja, kultura i kosmetykami :))

  14. Ja może przekornie napiszę, jak chciałabym, żeby wyglądała moja pielęgnacja 🙂 Taki mój zaplanowany ideał, do którego mam nadzieję, powoli będę dążyć. Rano chciałabym umyć buzię mydełkiem do cery problemowej, z dobrej polskiej mydlarni, pewnie najlepsze byłoby takie węglowe. Na to krem do twarzy. Ideał, gdyby cera była nieskazitelna – BB i tyle z krycia. Patrząc bardziej realnie, dobry krem nawilżający, na który trzeba jeszcze nałożyć podkład mineralny. Makijaż zmywałabym bezpośrednio po powrocie do domu, żeby jeszcze bardziej cery nie obciążać. Codzienny zabieg, czyli OCM, z masażem i dodatkiem olejku lawendowego. Doczyścić buzię mydłem z Aleppo. Potem dwie krople serum do cery problemowej z IOSSI. I tak buzia może sobie funkcjonować do wieczora. Na noc nieco silniejszy krem złuszczający, żeby utrzymał mi cerę w ryzach. Raz w tygodniu enzymatyczny peeling czarnym mydłem, a potem maseczka, co tydzień inna, żeby buzia wchłonęła całe bogactwo różnych składników. Tak mi się marzy, na razie za wszelką cenę próbuję pozbyć się trądziku (wewnętrznie i zewnętrznie). Mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu 🙂

  15. Moja codzienna pielęgnacja twarzy nie jest raczej niczym nadzwyczajnym, z małymi wyjątkami- rano nie myję twarzy wodą i w ogóle nie używam ręcznika do osuszania twarzy! Niemycie twarzy rano może dla niektórych z Was być czymś kontrowersyjnym, ale to nie znaczy, że nie robię z nią nic. Każdego ranka przecieram ją wacikiem nasączonym tonikiem oczyszczającym, następnie nakładam lekkie serum i krem do codziennej pielęgnacji skóry trądzikowej. Po powrocie do domu zmywam makijaż płynem micelarnym. Nie wyobrażam sobie paradować po domu w dresie i makijażu ;).
    Z kolei wieczorem rozpoczyna się moja właściwa pielęgnacja twarzy. Pierwsza część składa się z dogłębnego oczyszczenia cery przy pomocy szczoteczki sonicznej i żelu do twarzy. Do wytarcia twarzy nie stosuję normalnego ręcznika- jest on siedliskiem bakterii, jeśli nie wymieniamy go codziennie. Dlatego do osuszenia używam jednorazowego ręcznika papierowego. Po tym etapie raz lub dwa razy w tygodniu nakładam maseczkę na twarz z zielonej glinki. Obojętnie czy danego dnia mam na twarzy maseczkę, czy też nie, kolejną fazą jest tonizowanie skóry, w celu przywrócenia skórze prawidłowego pH, po której następuje nałożenie kremu na twarz. W zależności od pory roku- jesienią i zimą częściej używam kremów z kwasami (głównie migdałowym- 5 i 10%), natomiast w porach letnich kremów nawilżających. Ponadto pod oczy aplikuję krem przeznaczony do tego celu.
    Moja pielęgnacja twarzy to nie tylko kuracja zewnętrzna, ale i zewnętrzna, dlatego też w trosce o ładny wygląd skóry, codziennie piję olej lniany (2 łyżki), który przyczynia się do nawilżenia cery oraz czystek i pokrzywę, dzięki którym stan mojej skóry również uległ polepszeniu.

  16. Rano stawiam na minimalizm – myję twarz zimną wodą, następnie gęste mydła z PO [moim ulubieńcem jest to z aleppo] (odstawiłam wszelkie drogeryjne żele do twarzy). Osuszam twarz chusteczką i psikam tonikiem w sprayu [ już nie wyobrażam sobie tonizowania twarzy wacikiem! ]. Zostaje już tylko kremowanie i makijaż. W mojej pielęgnacji strzałem w dziesiątkę były oleje! Teraz demakijaż to czysta przyjemność! Moje ultra wrażliwe oczy nareszcie nie wołają o pomstę do nieba 🙂 Po całym dniu płuczę twarz wodą a następnie nakładam olejek do demakijażu i szuru buru. Chwile odczekam aż olej rozpuści wszelkie zanieczyszczenia, moczę waciki w ciepłej wodzie i zmywam cały brud z twarzy. Dla pewności że moja twarz jest naprawdę czysta myje ją jeszcze mydłem PO. Został już tylko tonik i olejek różany zamiast kremu 🙂 Oczywiście to nie wszystko! 2 razy w tygodniu dogłębnie oczyszczam twarz peelingiem/czarnym mydłem trzymając na twarzy produkt trochę dłużej 😉 w moim “spa day” 😉 bawię się w maskowanie i najczęściej na twarzy ląduję największy śmierdziuch świata czyli spirulina! Ładnie nawilża skórę i zmniejsza nieproszonych gości na twarzy.Używam też glinek – zielonych, niebieskich. czarnych itd Raz na tydzień urządzam “parówkę” a po niej oblepiam twarz czarną maską peel off. Od kiedy stosuję olejki moja cera bardzo się poprawiła i mimo że, jestem posiadaczką cery tłustej to olejki nie zapychają mi porów 🙂 A wręcz wyciszają nadmierne produkowanie sebum. Dla wzbogacenia pielęgnacji piję czystek, skrzyp, pokrzywę 🙂 Warto zwrócić uwagę na to co stosujemy i jak dbamy o naszą cerę, niewielki wysiłek a odwdzięczy się ona pięknym wyglądem 🙂

  17. O ciało od zawsze dbam holistycznie, dlatego na łazienkowych półkach zawsze można u mnie znaleźć całe serie kosmetyków, oczywiście przeznaczonych do mojej cery. Cera naczynkowa, skubaniutka od zawsze przysparza mi siwych włosów na głowie. Każdego dnia zatem, a najczęściej rankiem przygotowuję warzywny koktajl – pełen witaminy K – tak bardzo wzmacniającej słabe naczynka. Koktajl o nazwie „Zielono mi!” – pełen młodego szpinaku, jarmużu, ogórka, selera naciowego – dla odrobinki słodkości zielonego jabłka i gruszki. Mega energia, na cały długi dzień pełen wszelkich wyzwań, gwarantowana 🙂 Tak codziennie dbam o cerę od wewnątrz – teraz pozostaje mi już troska o jej zewnętrzne piękno. Tak więc do kosmetyków wracając, linia do cery naczynkowej od Pharmeceris, już od pierwszego przetestowania dała mi się we znaki, ale te pozytywne znaki 🙂 Działa cudownie kojąco, uspokajająco i regeneracyjnie – szczególnie zimą, gdy moje czerwone poliki, można dojrzeć z odległości 100 metrów 🙂 Twarz zatem rano przemywam letnią wodą i delikatnie oczyszczającą pianką (musicie wypróbować!), takiego mięciutkiego nieba na twarzy nigdy nie miałam! Ach, cudowne doznania. Następnie płynem micelarnym tonizuję skórę twarzy, by przywrócić jej odpowiednie pH, a na koniec w ruch idzie krem, który odżywia i nawilża i pachnie…ach, jak on pachnie, Prowansja przy nim wymięka 🙂 Ten, kto wymyślił tę serię kosmetyków zasługuje na co najmniej świątynię 😉 Taką właśnie codzienną pielęgnację wspomagam raz w tygodniu (lub raczej kiedy mi się przypomni – bo konsekwencja to nie jest moja mocna strona :D), dodatkową porcją naturalnych kosmetyków. Raz jest to maseczka z zielonej glinki od Orientany, raz odświeżanie wodą z wyciągiem z nieśmiertelnika (idealny do okiełznania naczynek!) od Bioline, a jeszcze innym kombinuję coś w zaciszu domu – najchętniej glutka z siemienia lnianego – odżywia i łagodzi. Polecam, i to nie tylko tym z problemami naczynkowymi 🙂

  18. Do pewnego czasu moja skóra była jak przysłowiowa “pupa niemowlaka”, aksamitna, gładka, nieproblematyczna. Jednak czy miał na to wpływ tryb życia, sposób odżywiania, środowisko, a może każdy dołożył do tego swoje “2 grosze”, ale zauważyłam, że moja skóra wymaga co raz większej uwagi i troski. Aktualnie jest ona odbiciem zderzenia się dwóch światów: nastolatki i kobiety dojrzałej. Ciąża i burza hormonów w jej trakcie spowodowały, iż moja twarz upstrzona została przez niepokorne wypryski, co jakiś czas jeszcze mnie nawiedzające, czego konsekwencją są drobne przebarwienia – zwłaszcza na brodzie. Minimalizowanie niedoskonałości stanowi tym samym jeden z moich największych pielęgnacyjnych priorytetów. Z drugiej strony, wraz z wiekiem, zauważyłam, że moja cera domaga się co raz większej dawki nawilżenia… Dlatego poszukuję… szukam idealnego sposobu pielęgnacji.
    Kim bowiem byłaby bowiem kobieta gdyby nie eksperymentowała i nieustannie nie szukała idealnego sposobu dbania o samą siebie. Z pewnością nie byłaby sobą. A kobietami, które sztukę tą opanowały niemal do granic perfekcji są niewątpliwie Azjatki. Zainspirowana Dalekim Wschodem (może również trochę pod wpływem mody) od jakiegoś czasu staram się wprowadzać ( z różnymi rezultatami) ich rytuał do swojej codziennej pielęgnacji twarzy.
    Po trudach dniach codziennego, zarówno ja, jak i moja skóra mamy ochotę na głębokie oczyszczenie. Od momentu kiedy dowiedziałam się (lepiej późno niż wcale), że istnieje łagodny olejek do oczyszczania twarzy wpadłam w zachwyt. Niezastąpiony eliksir od dobrej wróżki, zaklęty w małej buteleczce. Nie tylko skutecznie usuwa makijaż, ale chroni skórę przed uczuciem ściągnięcia i dyskomfortu,
    który często towarzyszy mi w trakcie jej oczyszczania, pozostawiając ją miękką i gładką w dotyku. Taki mój prywatny Tarantino w świecie kosmetyki- można go kochać, można nienawidzić, ale nie można przejść koło niego obojętnie.

    Moim ulubionym składnikiem kosmetyków, zwłaszcza naturalnych, jest bambus. Stąd często stosuję maseczki na bazie bambusa, bogate w wiele cennych składników, które w sposób aktywny oddziałują na skórę, dzięki czemu mogę nie tylko ją odżywić, ale również cudownie się zrelaksować i chwilę pomarzyć o dalekich, azjatyckich podróżach. Bambus lubię też zamienić na równie zielone i cudowne winogrona, kilkanaście owoców winogron rozgniatam w miseczce, a powstałą papkę wsmarowuję w twarz i szyję, pozostawiając na skórze około 15 minut.

    Następnym krokiem jest tonizacja skóry. Z racji wieku (czas nie oszczędza nikogo) wybieram te ujędrniające. Jestem osobą bardzo pogodną, dużo się uśmiecham, ale skutkiem ubocznym są drobne wyżłobienia na skórze w okolicach oczu i ust. Z pomocą odpowiedniego toniku mogę choć trochę oszukać działanie natury, odwrócić bieg metryki, zakłócić swój pesel i w nagrodę za to, że zawsze staram się dostrzegać tą radosną i pozytywną stronę życia, mogę wybrać się w kojącą podróż, po której wracam ze zdrową, bardziej napiętą i elastyczną skórą. Walka z upływającym czasem, który za nic w świecie nie daje się oszukać i z uporem maniaka odznacza kolejne kartki w kalendarzu, jest zawsze walką nierówną. Dlatego potrzeba mi podwójnej broni: tonik wspierany przez odpowiednie serum, stanowią idealne oręże do tej potyczki i pozwala na wyjście z niej obronną ręką. Serum działa silniej niż zwykły krem, a przy tym ma dużo lżejszą konsystencję. Po wypróbowaniu wielu kosmetyków, metodą prób i błędów znalazłam serum, które nie tylko ujędrnia skórę, ale dodatkowo walczy z przebarwieniami i niedoskonałościami.

    Uwieńczeniem mojej wieczornej pielęgnacji jest nawilżenie – złota zasada każdej kobiety, bez względu na zamieszkiwaną półkulę i szerokość geograficzną. Stawiam na krem silnie nawilżający, a zarazem liftingujący, bo dzięki niemu mknę windą wprost do nieba – raju dla kobiet ceniących efekt rozświetlenia i rozjaśnienia, dzięki czemu skóra odzyskuje młodzieńczy blask i witalność. Gdyby do tego dodać systematyczność i regularność – z czym mam największy problem, bez wątpienia można mnożyć efekty, odejmując sobie zmartwień i dzieląc się z innymi swoim promiennym uśmiechem.

  19. Moja skóra przez okres nastoletni przechodziła w miarę dobrze, tłusta w okolicach T, sucha na policzkach, ale nie sprawiała mi wielkich problemów. Jej stan pogorszył się dopiero mniej więcej kiedy miałam 19 lat, wiele moich znajomych już “wyrastało” z trądziku, u mnie dopiero się zaczął i przejął panowanie na około dwa lata. Po tym czasie zaczął ustępować, niestety pozostały mi po nim pamiątki – przebarwienia i małe blizny, skóra była też zmęczona, szara, używanie maskujących korektorów, pudru też jej nie pomagało. Wtedy też moja pielęgnacja ograniczała się do demakijażu mleczkiem i maskowaniu niedoskonałości. Próbowałam kosmetyków drogeryjnych przeciwtrądzikowych, ale zawsze kończyło się to silnymi uczuleniami. Do czasu, gdy zaczęłam naprawdę interesować się pielęgnacją cery, czytać składy, zapoznałam się też wtedy właśnie z “Sekretami urody…”. Najpierw zainwestowałam w effaclar duo, który niesamowicie pomógł mi z przebarwieniami po trądziku. Teraz używam go od czasu do czasu punktowo, gdy widzę jakąś niespodziankę na czole albo nosie 🙂 Poza tym mój codzienny rytuał rano to przemywanie twarzy płynem micelarnym, żeby zebrać zabrudzenia z nocy, później tonik nawilżający i następnie delikatny krem na dzień matujący, który rozprowadzam za pomocą silikonowej szczoteczki (zapewnia cuuudowny delikatny peeling). Wieczorem natomiast stosuję demakijaż dwufazowy: płyn micelarny i świetny olejek z resibo. Później tonik by wyrównać pH skóry i krem na noc nawilżający. Raz w tygodniu po toniku stosuję maseczkę (moje ulubione to w płachcie ze skin79 lub algowe z nacomi) oraz raz w tygodniu peeling (zwykle borówkowy z nacomi). Taki rytuał powtarzam od ponad pół roku i moja skóra wygląda jak nigdy wcześniej – jest odżywiona, gładka, policzki pełne blasku, a co najważniejsze mogłam zrezygnować z korektora i pudru. To niesamowite uczucie móc wyjść z domu bez makijażu bez żadnych kompleksów!

  20. Olu, nie czytałam książki, ale znalazłam sporo informacji o koreańskiej pielęgnacji twarzy w sieci. Stosuję ten rytuał od czerwca i jestem bardzo zadowolona z efektów! Wstyd przyznać, ale dopiero w tym roku zaczęłam latem stosować na twarzy filtr UV. Już niewiele brakuje do mojej wymarzonej cery, w sumie to tylko dwie rzeczy:
    – odpowiednia ilość snu – przy niemowlaku moja doba jest poszatkowana, zwykle śpię kilka godzin wieczorem, a potem wstaję i bloguję w środku nocy, kiedy cała rodzina śpi, tak jak teraz
    – trudność z dobraniem polskich odpowiedników koreańskich kosmetyków

  21. Czytajac Twoj artykul zdalam sobie sprawe jak bardzo zminilo sie moje podejscie do pielegnacji na przelomie ostatnich lat… na szczescie zmienilo sie na lepsze 🙂 w chwili obecnej uzywam kosmetykow robionych tylko przez siebie sama z wiadomego pochodzenia skladnikow i ekstraktow roslinnych wlasnej produkcji – mam to szczescie ze mieszkam na wsi i ta posja pochlonela mnie bez reszty 😀 Moje odwieczne problemy to zaskorniki naczynka przebarwienia od kilku miesiecy stosujac kilkuetapowa pielegnacje w zasadzie pozbylam sie wszystkich problemow i nie wyobrazam sobie kupic drogeryjnego produktu do mycia czy pielegnacji – jedynie delikatny podklad jeszcze kupuje i tusz do rzes wlasnie koreanskie. W zasadzie poranna i wieczorna pielegnacja wygladaja podobnie – mycie twarzy delikatnym mydelkiem lub zelem do twarzy, mleczko i tonik (destylat borowinowo -czeremchowy z ekstraktem roslinnym) kremik i wieczorem dodatkowo serum z koenzymem Q10 i olejek malinowy pod oczy. Dla mnie to swietna zabawa i przyjemnosc szczegolnie kiedy widac efekty tego wysilku i to w bardzo szybkim czasie 😀

  22. Mam pytanie, w tym poście pojawiały sie słowa, że koreanska pielęgnacja jest dla każdej kobiety niezależnie od wieku. I czy to oznacza, że mogą ja stosować rownież nastolatki w wieku 15 lat, czy sa jednak za młode. Bo chciałbym zacząć wdrażać w życie etapy koreańskiej pielęgnacji, ale wszyscy mi mówią ze jestem jeszcze właśnie za młoda i taka ilość kosmetyków zepsuje mi cerę (mam 15). I pytanie, czy rzeczywiście jestem za młoda, czy juz moge?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Close