Wakacje na Costa Brava – gdzie spać, co jeść i co zobaczyć?

Costa Brava to północno-wschodnie wybrzeże Hiszpanii ciągnące się przez 200 km, aż do granicy z Francją. Słynie z pięknych, kameralnych zatoczek, dzikich plaż, skalistych wybrzeży i turkusowo czystej wody. Jednym z najbardziej popularnych miasteczek na Costa Brava i jednocześnie chyba największym ośrodkiem turystycznym jest Lloret de Mar i to właśnie tu spędziliśmy wiosenny urlop. Czy było warto? Czy Costa Brava to dobre miejsce na wakacje z dziećmi? I jak zorganizować samodzielnie urlop w tym miejscu? O tym wszystkim dowiecie się z dzisiejszego wpisu.

Dlaczego Costa Brava?

O tym, że spędzimy urlop na Costa Brava zadecydował przypadek. W styczniu trafiliśmy na bardzo dobrą promocję na loty do Barcelony i pomyśleliśmy, że jest to dobry pretekst do tego, żeby zaplanować sobie wiosenne wakacje gdzieś, gdzie będzie już wtedy ciepło i słonecznie. Nasz wybór padł na Costa Brava, bo bez problemu można dojechać tam z lotniska El Prat. A o tym, że zatrzymamy się w Lloret de Mar zadecydowała świetna oferta jednego ze znajdujących się tam hoteli, na którą trafiłam na Booking.com. Nie mogę więc powiedzieć, że wakacje na Costa Brava planowałam od dawna. Ale jak już zaplanowałam, to czułam, że na pewno wrócę stamtąd zadowolona.

Do Barcelony polecieliśmy liniami Norwegian i za bilety zapłaciliśmy 3200 NOK, czyli ok. 1500 zł. Do tego dopłaciliśmy 100 zł za duży bagaż, a bagaże podręczne i wózek podróżowały z nami za darmo.

W Lloret spędziliśmy łącznie 11 nocy i byliśmy tam od 14 do 25 maja. W tym czasie dwa razy wybraliśmy się do pobliskiego miasteczka Tossa de Mar, a jeden dzień spędziliśmy w Barcelonie. O Tossa de Mar przeczytacie więcej w tym wpisie i w tym nie będę już do niego wracać. Zapraszam Was też do obejrzenia naszych vlogów z wakacji na Costa Brava. Znajdziecie je na moim kanale na Youtube i w dalszej części tego wpisu.

A już teraz przejdę do konkretów, czyli napiszę więcej o samym Lloret de Mar i naszych wakacjach na Costa Brava.

Nasz hotel

Zacznę od hotelu, w którym spędziliśmy nasz urlop w Lloret de Mar. Do tej pory podczas naszych podróży zatrzymywaliśmy się w wynajmowanych przez serwis Airbnb mieszkaniach. Tym razem chciałam mieć jednak prawdziwe wakacje, czyli wakacje bez gotowania i sprzątania. Marzyłam o tym, żeby wstać rano, ubrać się i pójść na śniadanie, wypić kawę, a po południu wrócić do posprzątanego pokoju. Dlatego, jak trafiłam na ofertę hotelu Rosamar Garden Resort, w którym dodatkowo były atrakcje dla dzieci, łącznie z aqua parkiem, animatorami i mini-klubem, nie zastanawiałam się długo i zrobiłam rezerwację. Hotel położony jest dość blisko głównej plaży w Lloret, a przy tym na uboczu i nie znajduje się przy ulicy. Przed dokonaniem rezerwacji przeczytałam ponad 100 opinii na jego temat, które w większości były bardzo dobre, a jeśli pojawiały się negatywne oceny to dotyczyły np. zbyt dużej ilości mebli w pokoju.

Rosamar Garden Resort

Hotel, tak jak już wspomniałam, znalazłam na Booking.com, ale rezerwacji dokonałam samodzielnie, bezpośrednio na stronie hotelu. Zarezerwowaliśmy jeden pokój i zdecydowaliśmy się na opcję half board, czyli śniadania i obiadokolacje. Świadomie zrezygnowaliśmy natomiast z obiadów, dlatego, że znając nasz styl podróżowania wiedzieliśmy, że i tak całe dnie będziemy poza hotelem. Poza tym chciałam mieć okazję poznania oferty gastronomicznej lokalnych barów i restauracji, a decydując się na pełne wyżywienie w hotelu szkoda by mi było wydawać dodatkowe pieniądze na jedzenie na mieście.

Za cały pobyt zapłaciliśmy 674 euro (cena za pokój dla 4 osób, dziecko do 2 lat pobyt gratis, dziecko do 12 lat 50% zniżki). Do tego na miejscu musieliśmy zapłacić 16 euro opłaty klimatycznej. W cenę wliczone były śniadania i obiadokolacje oraz korzystanie z całej oferty hotelu – parku wodnego, siłowni, krytego basenu i sauny, mini-klubu dla dzieci, w którym dzieci mogą zostawać pod opieką animatorów. Co mnie zaskoczyło, to na pewno to, że opcja wyżywienia HB nie obejmowała napojów do kolacji. I nie mówię tu o sokach, winie, czy kawie, ale o tym, że nie mogliśmy liczyć nawet na szklankę wody. Nie było natomiast problemem to, że dzieci chodziły do restauracji ze swoimi butelkami z wodą.

Jedzenie w hotelu było dobre i nie narzekaliśmy ani na ofertę śniadaniową, ani na kolacje. No może bufet dla dzieci – frytki, parówki i chipsy nie był za bardzo wyszukany i z warzywami też było ubogo, ale poza tym okej. Sam hotel też oceniam dobrze, chociaż moim zdaniem do standardu 4-gwiazdkowego sporo mu brakuje. Pokoje są dość małe i wymagają odświeżenia, czystość w łazience też pozostawiała sporo do życzenia. Za to oferta dla dzieci jest tak super, że absolutnie nie żałuję, że zdecydowaliśmy się wybrać ten hotel. Nie wiem natomiast, czy wybrałabym się tam w sezonie. Już w weekend było tam tak tłoczno, że przed wejściem do restauracji trzeba było ustawiać się w kolejkę i czekać na wolne stoliki.

Lloret de Mar

Dzikie Wybrzeże Hiszpanii, czyli Costa Brava, obejmuje takie miejscowości, jak Blanes, Palamos, Lloret de Mar, Castell-Platja d’Aro i Tossa de Mar, leżące w prowincji Girona. Lloret de Mar uznawane jest jeden z największych ośrodków turystycznych w tym regionie i patrząc na ilość znajdujących się tu hoteli, jest też bardzo popularne. Nazywanie Lloret hotelową dżunglą na Costa Brava nie jest ani trochę przesadzone. Rzeczywiście jest tu hotel na hotelu, ale mimo wszystko to miasteczko ma swój urok.

Poza bogatą ofertą hotelową Lloret jest też miasteczkiem bardzo imprezowym. Już w maju widać było, jak dużo ludzi (głównie Brytyjczyków) przylatuje tu na weekendowe imprezy, wieczory panieńskie i kawalerskie. Na szczęście cała imprezowa część Lloret znajduje się po drugiej stronie promenady, więc nawet, gdy imprezy na plaży się rozkręcały, my nadal byliśmy na uboczu i nie musiałam zasłaniać dzieciom oczu 😉

Ciekawe miejsca w Lloret de Mar

To, co oferuje Lloret to między innymi plaże. Poza tą główną, długą i szeroką, która znajduje się przy samej promenadzie, znajdują się tu też małe, kameralne plaże, leżące nieco dalej od centrum Lloret. Najpiękniejszą jest chyba ta, która można zobaczyć z leżących na klifie Ogrodów Św. Klotyldy.

Ogrody Św. Klotyldy

Ogrody św. Klotyldy to przepiękne miejsce, w którym można odetchnąć od zgiełku i upału. Położone nieco na uboczu, w dzielnicy Fenals, są moim zdaniem punktem obowiązkowym, który warto odwiedzić będąc w Lloret. To, jak jest tam pięknie możecie zobaczyć w tym krótkim vlogu:

A tu jeszcze kilka zdjęć:

Zamek Castel den Playa

Prywatny zamek położony na głównej plaży to wizytówka Lloret de Mar. Spacerując wzdłuż jego murów można podziwiać piękne widoki i zatoczki, obejrzeć widowiskowe wschody i zachody słońca.

Nasz spacer wokół tego zamku możecie podejrzeć w tym filmie:

Poza prywatnym zamkiem Castel den Playa, w Lloret znajduje się też prawdziwy zamek  Castillo de Sant Joan. My jednak do niego dotarliśmy.

Kościół św. Romy

Chociaż nie należę do osób, które uprawiają turystykę sakralną, to kościołowi w Lloret muszę oddać to, że jest piękny i naprawdę mnie zachwycił. Jedyny minus to jego położenie tuż przy bardzo ruchliwym placu i jednej z głównych ulic handlowych.

Punkt widokowy

Będąc w Lloret warto wybrać się też na spacer do punktu widokowego. Wchodzi się tam kamiennymi schodami, nie jest to jednak trasa wymagająca i trudna. Na górze można podziwiać rzeźbę Ernesta Maragalla o nazwie Dona Marinera (żona marynarza). My jednak weszliśmy tam tylko na chwilę i poszliśmy dalej, do naszym zdaniem ciekawszego miejsca, z którego też można popatrzeć na Lloret, a w którym jest mniej ludzi.

Poza głównymi atrakcjami Lloret, wśród których jest też m.in. muzeum kotów i park wodny, można spędzić tu czas w parkach, spacerując wąskimi uliczkami, a przyjeżdżając z dziećmi korzystać z ogólnodostępnych placów zabaw, których jest tu naprawdę sporo.

Na zakupy spożywcze można wybrać się do Lidla albo jednego z marketów hiszpańskiej sieci Mercadona. W Lloret jest też dużo sklepów znanych sieci odzieżowych, firmowe sklepy FC Barcelona, perfumeria Douglas i wiele sklepów, w których można kupić naprawdę ładne pamiątki, ręcznie malowane talerze i tradycyjne wyroby spożywcze (np. słynne hiszpańskie wędliny).

Co i gdzie zjeść w Lloret de Mar?

Jeśli chodzi o ofertę gastronomiczną, tu niestety Lloret rozczarowuje. Naprawdę trzeba się nachodzić, żeby znaleźć miejsce, w którym można zjeść dania charakterystyczne dla tego regionu Hiszpanii, np. tortillę de patatas. Wszędzie natomiast można zjeść naleśniki z nutellą, angielskie śniadanie i pizzę. Jest też sporo lokali oferujących kebaby i inne fast-foody, restauracje z kuchnią amerykańską i argentyńską, a nawet oferujące niemieckie specjały. Widać, że oferta restauracji i barów jest dość mocno podyktowana upodobaniami kulinarnymi przyjeżdżających tu turystów. A jedynym daniem hiszpańskim, które zjemy tu bez problemu jest paella.

Na szczęście ten kto szuka, zawsze znajduje i udało nam się trafić w miejsca, gdzie można zjeść i pyszną tortillę i chrupiące patatas bravas i spróbować jeszcze innych hiszpańskich przekąsek. Tym miejscem jest restauracja La Lonia, znajdująca się nieco na uboczu, za to oferująca naprawdę pyszne jedzenie.

Dobre tapas zjedliśmy też w restauracji przy głównym deptaku 12 lounge&restaurant, jednak nie znaleźliśmy tam tego, co oferuje La Lonia – ciepłego, rodzinnego klimatu i hiszpańskiej gościnności.

Na paellę w wersji wegetariańskiej skusiliśmy się natomiast w bardzo przyjemnie urządzonym barze Macondo przy plaży.

Jeśli chodzi o ceny jedzenia to tanio nie było. Za obiad dla całej rodziny, do którego najczęściej zamawialiśmy też sangrię płaciliśmy przeważnie ok. 30 euro. Fakt, że za tę cenę najadaliśmy się do syta, ale też nie wybieraliśmy najdroższych dań z karty.

Jak oceniam nasz pobyt na Costa Brava?

Nasze wakacje na Costa Brava to głównie Lloret de Mar i wspomniana już wcześniej Tossa de Mar. Gdybym miała porównać ze sobą te dwa miasteczka, to zdecydowania Tossa wypadłaby lepiej – jest ładniejsza, bardziej klimatyczna i kameralna. Nie będę jednak absolutnie narzekać na Lloret, bo jadąc tam wiedziałam, że będzie to jeden z głównych kurortów na Costa Brava, że może być tam dużo ludzi i być głośno. I nie nastawiałam się absolutnie na wypoczynek w ciszy i odcięcie od świata zewnętrznego, bo to akurat mam na co dzień.

Przez te 11 dni (z czego na miejscu byliśmy 10, bo ostatni dzień był dniem powrotu do domu) udało mi się odpocząć i to niemal w każdej formie – zarówno leżąc nad basenem, jak i biegając, czy spacerując po plaży. W ogóle były to wakacje bardziej aktywne niż leniwe, bo jednak nie jesteśmy typem ludzi, którzy całe wakacje przeleżą nad basenem. Chociaż nie mówię, że za kilka lat nie będę właśnie o takich wakacjach marzyć.

Lena też wróciła do domu zadowolona, bo w hotelu miała tyle atrakcji i tak fajnych animatorów, że całe dnie spędzała na maksa aktywnie i chyba ani razu nie usłyszałam od niej, że się nudzi. Dzieciom przygotowaliśmy zresztą też jeszcze jedną super atrakcję i zabraliśmy ich do zoo w Barcelonie.

Jedyne, na co tak naprawdę mogłabym narzekać to pogoda. Zwykle o tej porze roku w tej części Hiszpanii jest już bardzo ciepło, a podczas naszego pobytu temperatury oscylowały w granicach 20-22 st.C. I nie było to tylko chwilowe załamanie pogody, tylko najzimniejsza wiosna w Hiszpanii od jakiś 10 lat. Ale o tym, że tak będzie nie mogłam wiedzieć w styczniu, gdy planowaliśmy nasz urlop na Costa Brava. Na szczęście te 20-22 st. nie przeszkodziły nam w plażowaniu, zwiedzaniu i cieszeniu wakacjami.

Czy polecam wakacje na Costa Brava?

Podsumowując – jeśli będziecie kiedyś planować wakacje w Hiszpanii to weźcie pod uwagę Costa Brava, bo to miejsce ma sporo do zaoferowania i możecie tam znaleźć zarówno miejsca na spokojny, slow wypoczynek, jak i dużo możliwości aktywnego spędzenia czasu. Z Barcelony dojedziecie tu pociągiem do Blanes i dalej autobusem do Lloret lub Tossa de Mar. Z lotniska w Barcelonie kursują też bezpośrednie autobusy do prawie wszystkich miejscowości na trasie Blanes – Tossa de Mar. Bliżej jest tu jednak z lotniska w Gironie, która jest podobno bardzo ładnym miastem, jednak nam nie udało się już tam wybrać. Także spokojnie możecie dolecieć właśnie do Girony i stamtąd ruszyć na podbój Costa Brava.

Mam nadzieję, że ten wpis będzie dla Was pomocny i skorzystacie z niego planując wakacje na Costa Brava. Gdybyście mieli jakieś pytania, to zostawcie je w komentarzu do tego wpisu – jeśli tylko będę umiała odpowiedzieć to na pewno to zrobię. Dajcie też znać, czy miałyście już okazję być na Costa Brava i jak Wam się podobało. Chętnie dowiem się też tego, gdzie planujecie spędzić tegoroczne wakacje?

Olga

Cześć! Nazywam się Olga Pietraszewska i jestem autorką tego bloga. Interesuję się wszystkim, co jest związane z szeroko pojętą tematyką zdrowego stylu życia oraz naturalną pielęgnacją, której od kilku lat jestem wielką pasjonatką. Na blogu dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniami związanymi z tą tematyką, chcąc w ten sposób zainspirować swoich czytelników do wprowadzenia zmian w ich życiu oraz trochę tę drogę ułatwić. Przy okazji staram się też stworzyć w tym miejscu przyjazną i miłą atmosferę, tak, żeby blog Make Happy Day był tym, na który chce się wracać.

Może Ci się spodobać

20 rzeczy dobrych dla zdrowia, które możesz zrobić jesienią

50 powodów, dla których warto polubić jesień

Zero waste w moim domu – sukcesy, porażki i 50 sposobów na to, by śmiecić mniej

Tossa de Mar – najpiękniejsze miasteczko na Costa Brava

2 thoughts on “Wakacje na Costa Brava – gdzie spać, co jeść i co zobaczyć?”

  1. Byłam na Costa Brava wieeele lat temu, Lloret również widziałam ale stacjonowałam w Blanes. Był to obóz językowy na którym poznałam serdeczną przyjaciółkę i przeżyłam wakacyjną miłość. A to wszystko jakieś… 17 lat temu :O (jak to jest możliwe?!?!)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Close