Ulubieńcy marca 2017
Tego wpisu miało nie być, bo chciałam, żeby ulubieńcy marca pojawili się w jednym wpisie z ulubieńcami kwietnia. Doszłam jednak do wniosku, że mam tych produktów do pokazania tak dużo, że jeden wpis będzie nimi za bardzo naładowany. Dlatego niemal w ostatniej chwili, bo to już końcówka kwietnia zapraszam na ulubieńców marca, a tych kwietniowych zaprezentuję w połowie maja.
Zaczynam bez żadnych dodatkowych wstępów i zbędnego gadania. A listę z ulubieńcami marca otwierają nowości w mojej szafie.
Tenisówki Lacoste
Bardzo przypadkowy zakup, ale nie należący bynajmniej do tych z serii nieprzemyślanych i zrobionych pod wpływem impulsu. Po prostu kupiłam je kiedy rozglądałam się za butami trekkingowymi, a zakup tenisówek albo trampek miałam zaplanowany na kolejny miesiąc. Trafiłam jednak na świetną promocję (cena niższa o 70%!), buty były akurat w moim rozmiarze i pasowały jak ulał, a do tego wzór należy do moich ulubionych (kocham paski i paseczki), więc jak miałam nie skorzystać? Butów trekkingowych nie mam więc nadal, za to na wiosnę i wyjazd do Chorwacji jestem już przygotowana.
Lniana koszula
Biała, długa, luźna (ale nie workowata) koszula o prostym kroju marzyła mi się już od dłuższego czasu i zdecydowanie była to ta część garderoby, której brakowało w mojej szafie. Niestety nie mogłam znaleźć odpowiedniej, bo nie pasowała mi jakość materiału, fason albo jedno i drugie. W koszulach o męskim kroju nie wyglądam natomiast za dobrze.
Ale kiedy tylko zobaczyłam w sklepie Cubus tę koszulę, czułam, że w końcu znalazłam. I tak bardzo chciałam, żeby pasowała, że w przymierzalni odwróciłam się tyłem do lustra, żeby nie stresować się już podczas zakładania, że coś może jest nie tak 🙂 Okazało się jednak, że koszula jest idealna i czuję się w niej fantastycznie! Ma idealną długość, świetnie leży na biodrach, jest dobrze dopasowana w ramionach, rękawy bez problemu dają się podwinąć (nie cierpię długich rękawów) i jest uszyta w 100% z lnu, który bardzo lubię, zwłaszcza wiosną i latem. Dostępna jest w nowej kolekcji marki Cubus, więc jeśli wpadła Wam w oko, bez problemu powinniście ją znaleźć online lub w sklepach stacjonarnych. Kosztuje 129 zł.
Tusz do rzęs Lily Lolo
Naturalny czarny tusz do rzęs Lily Lolo to ideał, którego poszukiwałam od dawna i pierwszy naturalny tusz, który zrobił na mnie tak dobre wrażenie. Ładnie podkreśla rzęsy, delikatnie je wydłuża, nie kruszy się i nie rozmazuje. Utrzymuje się na oczach przez cały dzień, a podczas malowania nie robi kleksów na powiece, co rzadko mi się zdarza, bo potrafię umazać się nawet najlepszym tuszem, którym teoretycznie nie powinnam tego zrobić 🙂
Ma idealną szczoteczkę, dobrze rozdziela rzęsy i ich nie skleja, nie podrażnia oczu i nawet jeśli dostanie się do oka, to nie dzieje się nic niepokojącego. A to przy moich wrażliwych oczach ma to naprawdę duże znaczenie.
Tusz Lily Lolo jest kosmetykiem wegańskim, nie zawiera szkodliwych chemikaliów, sztucznych substancji zapachowych, alkoholu i silikonów. Przeszedł testy okulistyczne, dlatego jest odpowiedni nawet dla wrażliwych oczu, które reagują alergicznie na syntetyczne maskary.
Polubiłam się z nim bardzo i już od pierwszego użycia uznałam za ulubieńca w kategorii kosmetyków do makijażu. A zauroczona marką Lily Lolo zamówiłam paletkę cieni do oczu i już nie mogę się doczekać, kiedy u mnie będzie.
Tusz jest dostępny w dobrych sklepach z naturalnymi kosmetykami, między innymi w Eco&Well.
Krem oczyszczający do twarzy z proteinami mleka Korres
Kosmetykami Korres interesuję się od dłuższego czasu, tym bardziej, że mam je dostępne niemal na wyciągnięcie ręki. Jako pierwszy do mojej kosmetyczki wpadł krem oczyszczający do twarzy z proteinami mleka Milk Proteins Foaming Cream Cleanser i jest to bardzo udany początek znajomość z produktami tej marki.
Krem w 91,9% bazuje na naturalnych składnikach, jest bardzo delikatny dla skóry, świetnie oczyszcza z makijażu i codziennych zanieczyszczeń, nie przesusza skóry. W jego składzie nie ma mydła, parabenów, silikonów, ftalanów, SLS i oleju mineralnego.
To, co w tym kremie jest dla mnie najistotniejsze to brak uczucia ściągnięcia skóry po umyciu twarzy oraz to, że krem nie szczypie w oczy. Lubię też jego zapach – bardzo delikatny, kremowy i naturalny. Stosuję go do oczyszczania twarzy z makijażu, bez wcześniejszego używania płynu micelarnego i muszę przyznać, że zaskakująco dobrze radzi sobie z oczyszczaniem skóry. Płatek kosmetyczny, którym przemywam twarz podczas tonizowania po użyciu tego kremu jest zazwyczaj czyściutki!
W Polsce kosmetyki Korres dostępne są w drogeriach Sephora. Nie znalazłam jednak tego kremu w ofercie, za to wypatrzyłam opis ze składem na Wizażu -> klik. Jeśli jednak natkniecie się na ten kosmetyk gdzieś w sklepie, to polecam.
Balsam do ciała Hagi
Naturalny balsam z hydrolatem pomarańczowym i olejem z passiflory Hagi trafił do mnie ze sklepu Eco&Well. Otworzyłam, powąchałam, wtarłam w skórę i od raz pokochałam. Przypomniał mi bowiem mojego ulubieńca sprzed lat, którym był balsam do ciała z mandarynką estońskiej marki JOIK. Tamten balsam wielbiłam ponad wszystko i z tym jest dokładnie tak samo.
Balsam Hagi ma bardzo delikatną konsystencję, jest leciutki, szybo się wchłania i bardzo przyjemnie nawilża skórę. Pięknie pachnie i ten cytrusowy, pomarańczowo-mandarynkowy aromat doskonale trafia w mój gust i uprzyjemnia codzienną pielęgnację.
Skład balsamu to bogactwo naturalnych składników o działaniu odżywczym, wygładzającym, nawilżającym, kojącym i uelastyczniającym skórę. Mamy w nim masło shea, oleje z awokado, passiflory, słodkich migdałów, oliwek i jojoba, hydrolaty z pomarańczy i róży, wyciąg z jabłka i bioferment z bambusa. Wszystko to tworzy wyjątkową kompozycję świetnie wpisującą się w potrzeby suchej skóry, która wymaga nawodnienia i wygładzenia.
Balsam świetnie sprawdza się po kąpieli, szybko wchłania, nie pozostawia tłustej i lepkiej warstwy na skórze. Zapach utrzymuje się długo i ma fajne, energetyzujące działanie. Na uwagę zasługuje też butelka z grubego, ciemnego plastiku z bardzo wygodną pompką. I piękna oprawa wizualna, do której marka Hagi zdążyła już nas przyzwyczaić.
Balsam jest kosmetykiem wegańskim. Kosztuje 54 zł i zdecydowanie jest wart swojej ceny. Polecam! Kupicie go tutaj.
Herbaty Pukka
Ekologiczne herbaty Pukka bardzo przypadły mi do gustu i z przyjemnością odkrywam ich kolejne smaki. Tym razem postanowiłam spróbować mieszankę Detox with Lemon i Rooibos & Honeybush. Obie bardzo mi posmakowały.
Herbata Detox jest już pewnie znana części z Was, bo to chyba najbardziej popularna z mieszanek marki Pukka. Ta z dodatkiem słonecznych cytryn moim zdaniem zyskuje jeszcze przyjemniejszy smak, jeśli więc nie próbowaliście, to polecam.
Rooibos & Honeybush to mieszanka, która wcześniej była dostępna pod nazwą Morning Time i jest to właśnie herbata, od której doskonale jest zaczynać dzień. Herbata rooibos, która znajduje się w tej mieszance pochodzi ze sprawiedliwego handlu, ma bardzo przyjemny smak i aromat, który idealnie uzupełnia dodatek liści miodokrzewu.
Uwielbiam herbaty Pukka za ich nietypowy smak, ale i piękne opakowania, obok których trudno przejść obojętnie. Fakt, że nie należą do najtańszych, ale od czasu do czasu i na taki wydatek można sobie pozwolić. Zgadzacie się?
I to już wszyscy ulubieńcy marca, których chciałam zaprezentować. Dajcie znać, czy coś wpadło Wam w oko i co przykuło Waszą uwagę. A może są tu też Wasi ulubieńcy?
Są! Herbatki Pukka bardzo lubię 🙂 tusz chodzi za mną od dawna, balsamu Hagi miałam próbkę i też mi się podobał 🙂 ten żel Korres również wygląda kusząco! Nawet nie ma takiej zaporowej ceny 🙂 a koszula i trampki świetne, zwłaszcza z butami trafiłaś! Mam nadzieję że zobaczymy jakieś zdjęcia z pięknej Chorwacji ze stylizacją 😉
No ja też na to liczę, że jakieś zdjęcia będą, ale to już kurde Rafał się musi postarać 😀
Drogi Rafale, liczymy na Ciebie! 🙂
Herbat Pukka jeszcze nie piłam, a słyszałam o nich wiele dobrego. Za to bardzo mi zasmakowały Yogi Tea i mam już kilka smaków 🙂
Fajne te tenisówki:)
Yogi Tea też lubię! Masz swoje ulubione smaki?
Ostatnio piłam specjalną na gardło, bo chorowałam na początku miesiąca, lubię też ich rooibos z wanilią na dobry sen, lemon&imbir. A ostatni zakup to taki miks kilku smaków, więc testuje nowe. Choco mint też była ciekawa:)
Herbatek Pukka jeszcze nie miałam 😛
Polecam!
Buty <3
Wiem, wiem 🙂
Te tenisówki tak bardzo kojarzą mi się z latem 🙂 Są piękne.
Tak! Idealnie letni wzór! 🙂
Butki cudne! Z Twoich polecajek znam tylko herbatki – bardzo lubię niektóre smaki i cieszę się, że w Katowicach łatwo je dostać w sklepie ekologicznym 🙂