Tu i teraz – luty 2017

Do wiosny zostało jeszcze wprawdzie 35 dni (a może już tylko?), ale u mnie już bardzo wiosennie. W wazonie tulipany, za oknem słońcem, w sercu radość i na duszy jakoś tak lżej. Chcecie wiedzieć dlaczego? Zapraszam na lutowe tu i teraz.

Coraz częściej piszę Wam o tym, że moje dni stają się coraz bardziej szalone i czasami nabierają takiego tempa, że aż łapię zadyszkę. Wciąż czuję ogromny niedoczas, często kładę się spać ze świadomością, że nie zrobiłam wszystkiego, co powinnam, że jutro będę miała do zrobienia jeszcze więcej.

Ale tak to już jest, jak pracuje się w domu, próbuje zachować regularność blogowych wpisów, ma dwójkę dzieci, w tym jednego krnąbrnego smyka, który w wieku 7 miesięcy zaczyna stawać na nogi, co niestety kończy się upadkami i płaczem. A do tego jeszcze ogarnia się dom, gotuje obiady i chce mieć trochę czasu dla siebie.

I tak to już jest, jak do tego wszystkiego dokłada się sobie wciąż nowe zadania do wykonania. Jak w tym wszystkim znaleźć jeszcze czas na tak modne praktykowanie wdzięczności i bycie tu i teraz? Z tym pierwszym mam problem, nad drugim pracuję. I tym aktualnym tu i teraz chcę się właśnie z Wami podzielić.

Oglądam…

Dwa tygodnie temu zaczęłam oglądać serial “Orange is the new black”.

Serial opowiada historię młodej kobiety, która za popełnione wiele lat wcześniej przestępstwo (przemyt pieniędzy ze sprzedaży narkotyków) zostaje skazana na 15 miesięcy więzienia. Trafia do żeńskiego zakładu karnego, gdzie spotyka kobiety z różnych środowisk i grup społecznych. Są wśród nich więźniarki z różnymi historiami i życiorysami, z którymi ułożenie przynajmniej poprawnych relacji bywa niezwykle trudne, o ile nie niemożliwe. Piper jest niezwykle dzielna, uczy się życia w tej specyficznej społeczności, reguł i zasad tam panujących, nie unikając przy tym sytuacji, które mogą złamać nawet najbardziej odporną psychicznie osobę.

Obejrzałam 4 odcinki i muszę przyznać, że zapowiada się naprawdę ciekawie!

Czytam…

Kilka dni temu skończyłam czytać kolejną książkę Remigiusza Mroza “Zaginięcie”. Teraz zrobię sobie przerwę od kryminałów i prawniczych thrillerów, a w planach jest książka Michała Szafrańskiego “Finansowy Ninja”. Przyznam, że trochę się tej książki obawiam. A raczej tego, co po niej 🙂

Uczę się…

Ciągle czegoś nowego! Ostatnio na przykład postanowiłam zainstalować sobie wtyczkę na blogu, dzięki której możecie otrzymywać ode mnie bezpośrednie powiadomienia o nowych wpisach. Usłyszałam, że jej uruchomienie zajmie mi 5 minut. Taaa… Może i rzeczywiście zajęłoby 5 minut, albo i mniej, gdyby nie to, że musiałam najpierw pogrzebać w kodzie strony, żeby mogła działać poprawnie. Kod strony! Rozumiecie to? Ja, totalny laik, robię teraz takie rzeczy! I nie żebym miała już takie super umiejętności. Nie. Uczę się ich, gdy rzeczywiście sytuacja tego wymaga. Bo większość spraw blogowych od strony administracyjnej ogarniam sama. I tego też wciąż się uczę. A jak jest ekstremalnie źle, to proszę o pomoc moją koleżankę Agnieszkę, która o WordPressie wie chyba wszystko.

Cały czas uczę się też robić lepsze zdjęcia.

I wyceniać swoją pracę w odpowiedzi na wpadające do mojej skrzynki oferty współpracy.

A w weekend korzystając z przewodnika niezawodnej Natalii z JestRudo.pl nauczyłam się, jak zrobić blogowy newsletter!

Cieszę się…

I z tą moją nauką ciągle nowych umiejętności wiąże się też radość i satysfakcja, które odczuwam, gdy uda mi się zrobić coś  nowego i nauczyć tego, co wydawało mi się być trudne, nieosiągalne, nie do zrobienia i w ogóle nie wychodziło tak, jakbym chciała i miałam ochotę rzucić to w cholerę!

Jak ja się cieszę, gdy coś mi się udaje! Normalnie jak dziecko, albo jeszcze bardziej!

Teraz najbardziej cieszę się właśnie wspomnianym przed chwilą newsletterem, bo planowałam założyć go od roku, ale wciąż odkładałam to na później. Bo za trudno. Bo nie mam czasu. Bo nie umiem. Bo nikt go i tak nie będzie czytał.

Kilka miesięcy temu Jacek Kłosiński, gdy pod jednym z jego blogowych wpisów na klosinski.net napisałam o moich wątpliwościach odnośnie newslettera napisał, że newsletterem, którego na pewno nikt nie przeczyta jest ten, którego nie ma.

I właśnie to ostatecznie mnie zmotywowało, chociaż i tak minęło jeszcze trochę czasu, zanim w końcu się za to zabrałam.

Jestem dumna…

No więc właśnie z tego newslettera jestem dumna i ze wszystkich zmian, które zachodzą na tym blogu. Widzieliście nowy nagłówek? Z niego też jestem dumna!

A newsletter, którego wysyłkę rozpocznę za jakiś czas nazwałam Make Happy Day NEWS. Będę informować Was w nim o nowych wpisach, fajnych promocjach na kosmetyki naturalne i zdrową żywność, dzielić poradami i wskazówkami pielęgnacyjnymi, pisać o tym, co u mnie oraz udostępniać darmowe e-booki.

I obiecuję, że nie będę wysyłać go częściej niż 2 razy w miesiącu!

Czekam…

Na Was czekam! Zachęcam do zapisywania się na listę subskrybentów (zdecydowanie wolę mówić czytelników) mojego newslettera. Przecież piszę go właśnie dla Was!

Pół minutki, albo i mniej. Tyle zajmie Wam wpisanie swojego imienia i adresu e-mail. Nie stracicie więc dużo czasu, a sprawicie mi ogromną radość i zmotywujecie do tego, żeby pierwszy e-book był za chwilę gotowy do wysyłki.

Tak na marginesie, to pisania e-booków też dopiero się uczę i z niecierpliwością czekam, aż ten pierwszy będzie skończony 🙂

Potrzebuję…

I na koniec o tym, czego najbardziej teraz potrzebuję. A jest to zdecydowanie więcej czasu na pracę, bloga i dla mnie samej. Dobrze, że im bliżej wiosny, tym dłuższe dni 🙂

♦♦♦

Być może to lutowe tu i teraz wyszło bardzo monotematyczne, ale jak zawsze chciałam podzielić się tym, co aktualnie jest dla mnie bardzo ważne. Jeśli zmęczyłam Was tematem newslettera – wybaczcie! W kolejnym tu i teraz postaram się już o nim nie wspominać.

A teraz, jak zwykle w tym miejscu, oddaję blog w Wasze ręce i czekam na komentarze! Dajcie znać, co u Was, jak mija luty, co dobrego się u Was dzieje, co cieszy, motywuje i daje powody do radości. Jak zawsze czekam też na polecenia seriali, filmów, blogów i książek, które są Waszymi nowymi odkryciami. I oczywiście będzie mi miło, jeśli dacie mi znać, co sądzicie na temat zmian na blogu. 

Buziaki!

 

 

Olga

Cześć! Nazywam się Olga Pietraszewska i jestem autorką tego bloga. Interesuję się wszystkim, co jest związane z szeroko pojętą tematyką zdrowego stylu życia oraz naturalną pielęgnacją, której od kilku lat jestem wielką pasjonatką. Na blogu dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniami związanymi z tą tematyką, chcąc w ten sposób zainspirować swoich czytelników do wprowadzenia zmian w ich życiu oraz trochę tę drogę ułatwić. Przy okazji staram się też stworzyć w tym miejscu przyjazną i miłą atmosferę, tak, żeby blog Make Happy Day był tym, na który chce się wracać.

Może Ci się spodobać

20 rzeczy dobrych dla zdrowia, które możesz zrobić jesienią

50 powodów, dla których warto polubić jesień

Zero waste w moim domu – sukcesy, porażki i 50 sposobów na to, by śmiecić mniej

Tossa de Mar – najpiękniejsze miasteczko na Costa Brava

18 thoughts on “Tu i teraz – luty 2017”

  1. Zmiany super i gratuluję podjęcia decyzji o nowościach które również zapowiadają się świetnie! Wspaniale że tak się rozwijasz mimo ograniczonej ilości czasu 🙂

    U mnie myślę że wiesz co jest największym powodem do radości.. 😉 tu i teraz które napisze wkrótce będzie również monotematyczne… 🙂

  2. dla mnie jesteś mistrzynią zorganizowania! tyle obowiązków na głowie a ty zawsze pozytywna i nawet jak coś jest już lekko ponad siły i chce się marudzić, ty coś wspomnisz a zaraz piszesz o innych pozytywach:) chciałabym się zarazić Twoim optymizmem:)

  3. Ja czasami mam chęć w cholerę rzucić pracę na etacie i zobaczyć, jak to faktycznie jest poza nim, kiedy człowiek sam sobie te ręce wiąże 🙂 Ale z drugiej strony ciągle jest jakieś “ale”, więc jeszcze trochę to odkładam. Uwielbiam tygodniowe posty, sama zastanawiam się nad jakimś cyklem u siebie. Co do kodu, też kiedyś grzebałam, ale teraz mam tak fajnie dostosowany szablon i funkcjonalności, że się boję 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Close