Nawet nie wiesz, jak łatwo jest zacząć regularnie ćwiczyć
Zostałam dzisiaj zapytana o to, jak się zmotywować do tego, żeby ćwiczyć regularnie. W pierwszej chwili pomyślałam: cholera! nie wiem co odpowiedzieć…
Nie będę ukrywać, że miewam problemy z systematycznością. Bywam totalnie niezorganizowana, często brakuje mi motywacji, szukam wymówek, odkładam wszystko na później. A jak już to później następuje, ledwo zipię, żeby nadrobić czas. Albo mam ogromne wyrzuty sumienia. Że znowu nie potrafiłam się spiąć i dociągnąć tego, co zaczęłam, do końca.
Tak też się dzieje, jeśli chodzi o aktywność fizyczną. Chcę ćwiczyć, biegać, skakać, wyciskać ciężary i skakać przez płotki. Tak, pomysłów mi nie brakuje. Najbardziej jednak zależy mi na tym, żeby aktywność fizyczna miała stałe miejsce w moim planie dnia. I nawet mi się to udaje. Od kiedy zaczęłam biegać, dbam o to, żeby przynajmniej trzy razy w tygodniu założyć te moje śliczne, różowe buty i biec do lasu. I nie mam z tym problemu. A wiesz dlaczego? Bo polubiłam bieganie.
Tak sobie myślę, że jeśli coś lubimy robić, to to robimy. Nie potrzebujemy wówczas motywujących wpisów na blogach. Przypominania sobie o wyznaczonych celach. Wymówek. Po prostu to robimy. Bo sprawia nam to przyjemność.
O ćwiczeniach nie myśl jak o czymś, co musisz robić, tylko jak o tym, co chcesz robić.
Ja na przykład nie lubię ćwiczyć w domu. Próbowałam z Ewą Chodakowską. Z Anią Lewandowską. Z Mel B. Poćwiczyłam, zmęczyłam się, było fajnie. Ale… Do kolejnego podejścia do ćwiczeń trudno było mi się zebrać. Przede wszystkim dlatego, że w domu za dużo rzeczy mnie rozprasza. Jest ten cholerny Facebook. Jest dziecko. Jest tyle do zrobienia. OK, zaraz poćwiczę, tylko najpierw… i tu zaczyna się cała wyliczanka. Żeby poćwiczyć, muszę wyjść z domu.
Przez całą zimę, w miarę regularnie ćwiczyłam w fitness klubie. Nie lubię zajęć grupowych, dlatego zawsze decyduję się na siłownię. Wykupiony karnet za niemałe pieniądze dodatkowo motywował. Odprowadzałam córkę do przedszkola, wsiadałam w autobus i jechałam na drugi koniec miasta po to, żeby przynajmniej przez godzinę zrobić coś dla siebie. Bo ćwiczę dla siebie. Nie dlatego, że wszyscy ćwiczą. Nie dlatego, że cała ściana na fejsie pełna jest zdjęć wysportowanych, odchudzonych, wytrenowanych przez Ewę Chodakowską dziewczyn.
Wierzę w metodę małych kroków. Wiem, że niemożliwe nie istnieje, ale wiem też, że nie przebiegnę od razu 10 km. Systematycznie staram się wydłużać dystans, podkręcać prędkość.
– Wiesz Kochanie, wcale źle nie biegasz – oznajmił ostatnio mój mąż. – Koleżanka taki dystans, jak Ty, przebiegła w 43 minuty.
– Ale ja wcale nie uważam, że źle biegam – odpowiedziałam. – To Ty uważasz, że mogłabym biegać szybciej.
Nie forsuję się, bo wiem, że to mnie może zniechęcić. Biegam tak, jak mi pasuje. Raz wolniej, raz szybciej. Nie ścigam się z innymi. Nic nikomu nie udowadniam. Chcesz ćwiczyć z Chodakowską? To nie bierz się od razu za Killera. Zacznij od krótkich zestawów ćwiczeń. I systematycznie dokładaj nowe. Nie umiesz robić pompek? Więc ich nie rób. Ułóż sobie plan oparty na ćwiczeniach, które lubisz, umieć wykonywać i które sprawiają Ci przyjemność.
Ważne jest też urozmaicenie planu treningowego. Wykonywanie wciąż tych samych ćwiczeń, o tej samej porze, bieganie wciąż tą samą trasą, nudzi. I przestaje przynosić efekty. We wrześniu ustaliłam z trenerem w siłowni plan treningu, którego trzymałam się do grudnia. W pewnym momencie poczułam, że wciąż te same ćwiczenia już mnie tak nie angażują, są monotonne, a wracając do szatni czułam się tak, jakbym wracała ze spaceru.
– Może zaczniesz biegać na bieżni? – usłyszałam od męża.
– Nie ma takiej możliwości – odpowiedziałam.– Bo?
– Bo nie umiem.
– Biegać nie umiesz?
– Bo się boję.
– Czego?
– Że spadnę z bieżni.
To nie żart. Naprawdę bałam się biegać po rozpędzonej bieżni. Mąż, żeby dodać mi otuchy, pojechał ze mną do siłowni. Stanęliśmy obok siebie. On pobiegł. Pobiegłam i ja.
Pokonałam dzięki temu swoją kolejną słabość. A treningi od tej pory stały się intensywniejsze i bardziej urozmaicone. Zmieniałam programy na bieżni i sprawdzałam swoje możliwości. Po treningu miałam byłam zmęczona i pełna energii. I z niecierpliwością czekałam na kolejny.
Jest jeszcze coś, co mi pomaga. Wiem, co dają mi ćwiczenia. Że czuję się po nich lepiej. Tak po prostu. Mam więcej energii i zapału do pracy. Nie boli mnie kręgosłup. Lepiej się wysypiam, mniej ważę, zmienia się mój wygląd. Uśmiecham się też więcej. I coraz bardziej wieżę w swoje możliwości. Dlatego, kiedy czuję, że trwonię czas, który mogłabym wykorzystać na bieganie, szukam wymówek i pół dnia spędzam na bezproduktywnym siedzeniu przed komputerem, mówię STOP! Na fejsie nie schudniesz, pogoda jutro może być jeszcze gorsza, a z odkurzaczem polatasz po domu później. Brak czasu? Coś takiego nie istnieje. Zawsze można wstać godzinę wcześniej. Albo godzinę wcześniej wyłączyć komputer.
I na sam koniec: POKONAJ TEGO LENIA, KTÓRY W TOBIE SIEDZI! Wyślij go na spacer, albo inną planetę. Nie potrzebujesz takiego towarzysza. Możesz mieć znacznie lepszego. DOBRE SAMOPOCZUCIE.
Zmotywowana? To co jeszcze robisz przed komputerem? Ćwiczymy!
Ja proszę o takiego smsa każdego rana o 9. To może by zadziałało. Ja tak lubię swego lenia. Jest nam tak dobrze razem. Chyba zrobię sobie ceremonię pożegnalną i przywitam dobre samopoczucie. Dzięki za ten wpis, na pewno zadziała na jakiś czas.
Cieszę się, że ten wpis choć trochę Cię zmotywował. Czekam na info, jakie będą efekty 🙂
Jeśli w moim życiu nastąpi taki moment, że przebiegnę 10 kilometrów i jeszcze będzie mi to sprawiało przyjemność, będzie to dla mnie sukces na miarę zdania matury! Niestety, strasznie jeszcze mi do tego daleko…
A te buty na zdjęciu to te różowe, o których piszesz? Fajne są 🙂
A dlaczego od razu 10 km? Zacznij od 3 🙂 A buty nie moje. Mam fajniejsze 🙂
10 ma być celem na miarę matury 🙂 Pewnie, że nie od razu.
Zatem życzę Ci osiągnięcia tego celu jak najszybciej 🙂
Oj staram sie pokonac tego lenia, tez lubie biegac, czasami cwicze (mam ksiazke z cw Marioli Bojarskiej Ferenc i jak po nia siegam to przynajmniej troche sie poruszam). Ale zawsze po tym czuje sie lepiej i zmotywowana na wiecej; Pozdrawiam serdecznie Beata
Aktywność fizyczna, jaka by nie była, ma to do siebie, że poprawia nam samopoczucie i dodaje energii. Dlatego warto się ruszać, nawet jeśli mamy robić to nieregularnie 🙂
Najtrudniej jest wyjść ze swojej strefy komfortu, ale potem jaka satysfakcja 🙂
Święte słowa!
Z tą bieżnią to może i ja się kiedyś przekonam 😀 choć niestety logiczne siłownie są spory kawałek od mojego miasteczka. Wolę pobiegać lokalnie – oszczędność czasu 😉
Oszczędność czasu i pieniędzy, na którą i ja się zdecydowałam 😀
Ja z bieganiem mam duży problem. Ale spacery to co innego. Faktycznie musze wprowadzić metodę małych kroków w swoje zycie jeżeli chodzi o sferę ćwiczeń 😉
Bieganie nie jest jedyną formą aktywności fizycznej i nie każdy daje się do niego przekonać. Najważniejsze to robić to, co się lubi i czego nie robi się wbrew sobie 🙂
Chodze po pare kilometrow dziennie i sprawia mi to przyjemnosc. NAtomiast bieganie mnie intryguje, ale boje sie ze nie dam rady i w sumie len wygrywa… Mysle i przemysluje, jak tu tego lenia pogonic :)))
Nie widzę powodów, żebyś miała zaczynać biegać, jeśli tyle spacerujesz, sprawia Ci to przyjemność i odczuwasz pozytywne strony takiej aktywności 🙂